Stephen King – Miasteczko Salem, czytanie retrospektywne [#094]

salems-lot-englishNie ukrywam ze moja miłość i podziw do twórczości Stephena Kinga zaczyna się właśnie od ‚Miasteczka Salem’. Wspominałem o tym już we wpisie o czytanym chwil wcześniej pierwszej powieści autora, ‚Carrie’, ze debiutancką powieść uważam za kompletnie nieprzystającą do stylu Kinga, za zupełnie niepotrzebny falstart. Dla mnie prawdziwym debiutem i objawieniem stylu i wielkości Kinga pozostaje następna, pochodząca z 1975 roku powieść Miasteczko Salem. Książka którą przeczytałem po raz pierwszy w klasycznym dziś już, wywołującym u mnie łzę i westchnienie nostalgii za utraconymi czasami wydaniu Amber Horror z 1991 roku. Wydaniu przez lata 90-te bardzo w Polsce popularnym, wszechobecnym w bibliotekach i na tzw. stolikach i u tzw. stolikowców, w sympatycznym tłumaczeniu Dariusza Nakoniecznika.

Patrząc dziś z perspektywy kilku dekad na debiut Miasteczka Salem w 1975 roku, ciężko przecenić jak, obok wartości literackiej, filmowy i kulturalny wpływ miała powieść Stephena Kinga na współczesną kulturę masową, gatunek literackiego i filmowego klasycznego, ale mającego korzenie w XIX wiecznej powieści grozy, horroru. Powieść doczekała się dwóch adaptacji filmowych, z których polecam zdecydowanie ekranizację z lat 70, ale uwaga nie w wersji niemiłosiernie poprzycinanej i skróconej do 90 min, która jest najbardziej znana wśród naszych fanów horroru, a pełną, wydaną na dwóch płytach DVD, filmową ucztę, która udało mi się sprowadzić z importowanym z UK wydaniu DVD. Warto było… toczący się wolno, zapatrzony w nastrojową muzykę i wolną, spokojnie rozwijającą się, tak klasyczna dla horrorów lat 70″ atmosferę grozy film to dziś prawdziwe, bez najmniejszej przesady, arcydzieło.

Salem’s Lot wpisuje się w wielki literacki nurt gotyckiej i romantycznej powieści grozy, traktującej o legendzie nieumarłych, krwiopijców, Nosferatu…. Micie co warto odnotować, obecnym we wszystkich kulturach, na wszystkich kontynentach pod dowolną długością i szerokością geograficzną. Tak jak warto znać Draculę Brama Stroker’a, nomen omen niedawno wznowioną na naszym rynku, tak nie można nie znać Miasteczka Salem… Zresztą w Miasteczku Salem. wampiry to temat drugoplanowy, bo powieść to początek, po suchej Carrie, i popis tak dziś docenianego ‚obyczajowego pisania’ autora. To jest książka w pierwszym rzędzie o małym miasteczku i losach jego mieszkańców, a dopiero potem o wampirach i walce mieszkańców ze złymi mocami zamieszkującymi stojący na wzgórzu nad miastem, Dom Marstenów. Losy Bena Mearsa, jego witanie się po latach z opuszczonym na lata rodzinnym , przywołującym na każdym kroku wspomnienia miastem, miejscem gdzie dorastał, to najważniejsza dla mnie część książki. To wątek, który do mnie najmocniej przemawia. Także losy jego mieszkańców, wszystko to powoduje że związałem się z tą powieścią lata temu, na początku liceum i od od tej pory wracam do niej raz po raz, do wersji drukowanej, na zmianę z trzygodzinnym (sic!) oryginalnym filmem z lat 70 pełnej trzygodzinnej wersji uncut.

Książka w swojej większej części to nostalgiczna i spokojna powieść obyczajowa tocząca się wokół mieszkańców Jerusalem, ich wzajemnych relacji, miłostek, animozji, starszych i nowych konfliktów. Dom Marstena i mroczna legenda stały się już nieco zwietrzałą legendą, niezbyt straszną, legendą która jest czasem tematem plotek i wspominek, ale która zdążyła wyblaknąć pod naporem plotek i skandali nowszych i ciekawszych. Wszystko tak się spokojnie toczy, dopóki nie pojawia się nowy właściciel a raczej nowi właściciele… jeden, którego na co dzień widać, załatwiający sprawy oficjalne z miastem, i drugi, skrywający się w wiecznym cieniu… Społeczna panorama i akcja książki obejmuje zresztą pełen przekrój, od nauczycieli i lekarza aż po mieszkańców osiedla przyczep kempingowych aż po kompletnie zwariowanego, urządzającego kontrolowane pożary i polowania na szczury nadzorcę wysypiska śmieci.

Pisarz Ben Mears, który wraca zmierzyć się z koszmarami z dzieciństwa i napisać powieść, poświęconą Jerusalem, jego przeklętemu domowi i odradzaniu się Zła. Sprawa wampirów jest tu wciąż daleko daleko z tyłu, i nie przeszkadza w najmniejszym stopniu cieszyć się ciekawą powieścią dziejącą się w sielskiej Nowej Anglii. Mamy tu nawet wątek romansowy i miłosny, a co, jako że Ben poznaje szybko dziewczynę, uwaga, niespodzianka, graną w filmowej wersji z lat 70″ przez młodziutką aktorkę Bonnie Bedelię, znaną dekadę później jako filmową żonę żonę gliniarza w serii Szklana Pułapka :-) Jaki ten świat jest mały. Zresztą aktorka ta zagra na początku lat 90″ w następnej ekranizacji powieści Stephena Kinga, w Sklepiku z Marzeniami, który w swojej filmowej wersji pojawił się u nas pod tytułem Sprzedawca Śmierci :) miasteczko-salemTemat zła gnębiącego zagubioną w przestrzeni i czasie Mieścine jest w literaturze archetypowy. Całość toczy się tu powoli, autor mieszka w pensjonacie, spotyka się z mieszkańcami, rozwija znajomość z Susan, odnawia stare kontakty… Sytuacja zdecydowanie przyspiesza tempa z chwilą śmierci Ralphie’go Glicka a chwilę potem w szpitalu jego brata Danny’ego. Niedługo po nich chorować zaczyna miejscowy grabarz Mike Ryerson, a potem rusza lawina. Druga częśc powieści, o podtytule Cesarz Lodów Śmietankowych (w oryginale; Emperor of Ice Cream) to historia szybkiego już, wręcz lawinowego, upadku miastecka i zniknięcia wszystkich jego mieszkańców.

Wielką wartością dla mnie jest panorama dwudziestowiecznej, spokojnej, baśniowej i dziś z naszej perspektywy wręcz nierealnej w swoim spokoju i bezpieczeństwie Nowej Anglii… Wydawałoby się że nic złego nie może się tu zdarzyć. W tej Nowej Anglii będą się działy także następne powieści mistrza, a okolice Bangor, i Maine staną się bliskie także dziesiątkom milionów miłośników tych pamiętnych powieści. Książka to feeria bardzo sympatycznych, ciepłych i pełnokrwistych bohaterów, z których ja osobiście wyjątkowo cenię także postać Matta Burke’a, który wraz z nim bierze się za rozwiązywanie zagadki Domu Marstenów i siły gnębiącej Jerusalem.

Ta pochodząca z 1975 roku powieść, to dla mnie początek literackich triumfów Stephena Kinga. Za chwilę ukarze się Lśnienie, arcydzieło gatunku, znane także z genialnej ekranizacji Stanleya Kubricka z Jackiem Nicholsonem w roli głównej, a chwile po nim, w 1978 roku powieść Bastion, a chwilę później, bo już w 1979 ukazuje się bardzo niedoceniana przez fanów horroru, Strefa Mroku, raz doskonała powieść z drugim dnem politycznym, a dwa, co bardzo lubię dostępna dodatkowo w doskonałej ekranizacji, w tym przypadku z Christopherem Walkenem (!!!) w roli głównej, za moment zaś Podpalaczka/Firestarter. A to nie wszystko, pod pseudonimem Richard Bachman w tym samym czasie pokazują się antyutopia Wielki Marsz, której zresztą już poświęciłem sążnistego artka, zaś a na początku lat 80 The Running Man czyli Uciekinier, znany szerokiej publiczności głównie z ekranizacji z Arnoldem Schwartzeneggerem :-) Co to były za czasy:-) Wszystkie te, wydane w drugiej połowie lat 70″, powieści Stephena Kinga, jedna po drugiej weszły do panteonu literatury grozy, stając się powieściami, nie bójmy się tego słowa, kanonicznymi dla niej.

Akira/PLS

autor: Stephen King
tytuł: Miasteczko Salem
polskie wydanie: Amber
rok wydania polskiego: 1991 rok
tłumaczenie: Arkadiusz Nakoniecznik
stron: 414 str.
oprawa: miękka

podczas czytania powieści proponuję pomrukujące w tle kapele: Devil Doll, Lacrimosa, Bauhaus, Sisters of Mercy no i koniecznie XIII Stoleti, szczególnie album o jakże pasującym tytule „Nosferatu”.

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.