Stanisław LEM – Eden – Holokaust w Kosmosie

Eden napisał Lem w 1959 roku, erze lampowych komputerów wielkich jak budynki, atomu i romantycznego myślenia o międzygwiezdnych podróżach. Traktująca, w największym skondensowaniu i spłyceniu o kosmicznej katastrofie z jednej strony i o próbie kontaktu, zrozumienia losów napotkanej na planecie obcej na pierwszy rzut oka zdegenerowanej cywilizacji z drugiej strony. Powieść po ponad pięćdziesięciu latach od napisania swoją wizją społeczeństwa wciąż wywołuję ciarki przerażenia na plecach, a poruszane w niej tematy władzy i eksperymentu społecznego na wielką skalę stały się w wyniku rozwoju techniki, która nadgoniła Lemowską wizję, bardziej aktualne teraz niż w momencie wydania książki. Poza nieistotnymi gadżetami technicznymi, które dodają zresztą książce lampowo-analogowego uroku i smaczku, problemy w niej poruszone jednak nic nie straciły na aktualności i wciąż są problemami podstawowymi dla twardej fantastyki naukowej. Powieść skonstruowana jest zresztą jako stojąca zarówno ponad czasem i konkretnymi bohaterami – zupełnie niecodziennie jak na książkę gatunku twardej naukowej fantastyki pozbawiona jest choćby bohaterów. Bohaterowie na upartego niby są, ale są to archetypy, bez konkretnych imion i własnej historii, niczym wyciosane marmurowe pomniki bohaterów, a nie konkretni ludzie. Nic o nich nie wiemy i nie dowiadujemy się do końca książki. Doktor, Koordynator, Chemik, Fizyk, Inżynier i Cybernetyk. Stanislaw-Lem-EdenJest też planeta, na której rozbija się statek bohaterów, równie archetypicznie nazwana – Eden.

Książkę można czytać dwojako. Jako klasyczną twardą fantastykę naukową, obserwując z wygodnego fotela i znad kubka gorącej kawy przygody załogi rozbitego statku, próby pozytywistycznego poradzenia sobie z katastrofa, naprawienia rozbitej rakiety i próbami eksploracji Edenu. Można zainteresować się tez warstwa społeczną, pokazująca śledztwo i odkrywanie i próby wyjaśniania i zrozumienia rozwoju a potem upadku obcej cywilizacji, problemy kontaktu i zrozumienia między kulturami z dwóch różnych światów, posługujących się innymi pojęciami i narzędziami lingwistycznymi. Zacznijmy jednak od początku…

W wyniku błędu w obliczeniach rakieta rozbija się w niezbadanej przez ludzi planecie. Jest na niej tlen, atmosfera pozwalająca oddychać. Po wydostaniu się ze statku Koordynator konstatuje, że wydobycie i naprawa rakiety zajmą trochę czasu, po naradzie postanawiają zorganizować ekspedycję w celu odnowienia zapasów wody a także by spróbować dotrzeć do miasta czy też bardziej ruin miasta na które natrafili lecąc nad planetą. Rozbitkowie dzielą się na dwie drużyny, jedni zostają naprawiać statek a drudzy uruchamiają łazika i ruszają… Podczas czytania Edenu za każdym razem frapują mnie wizje roślinności, fauny i flory, słońc, ruin i pustyni. Oszczędne w słowach, nakreślone bez barokowego rozwydrzenia i przesady, estetyczne, minimalistyczne, kreślące oszczędnymi środkami niesamowity krajobraz obcej planety. Podczas następnych wypraw, tym razem już uzbrojonym łazikiem odnajdują zautomatyzowaną, jak podejrzewają od dawna opuszczoną fabrykę, produkujące biologiczne organizmy, a potem je niszczące i produkujące od nowa… W pierwszym odruchu Inżynier ocenia, że jest to cywilizacja obłąkańcza. Fabryka działająca w zaklętym kole, wygniatająca, odlewająca, prasująca wysoko-molekularne polimery i kryształy a potem je w ostatnim stadium niszcząca, odzyskująca materiały i zaczynająca proces od nowa… W następnej gigantycznej hali opuszczonej fabryki ten sam proces, produkowania i niszczenia tylko z innymi formami organizmów i kształtów. Produkowanymi w automatycznych liniach, wychwytywanymi na powrót i niszczonymi. Z ‘produktów wystawały wyloty rur, w których poruszały się soczewkowate płytki, każdy z biologicznych ‚produktów’ był jednak trochę inny, jeden miał więcej tego inny rurek, inny soczewek. Żadne nie były skończone, tak jakby produkcja nie szła do końca a niszczono półprodukt. Inżynier dochodzi do wniosku, że jest to opuszczony od dawna automatyczny kompleks produkcyjny, który po upadku cywilizacji która go stworzyła się stopniowo z biegiem lat rozregulowywał i zaczął kręcić się w koło… Po powrocie do rakiety zauważają, że do statku zakradł się słonio-podobny stwór, który nie umiejąc wyjść zaczyna szaleć i demolować statek w efekcie czego rozbitkowie zmuszeni są szalejącego stwora zastrzelić. By wynieść stworzenie ze statku muszą go pokroić na kawałki i znajdują przy tym w ciele Dubelta jak go nazywają… skośnie ściętą ostra lekarską igłę z wężykiem. Zdębiali niczego już ni rozumieją… Skąd igła, co to za stworzenie, czemu zakradł się do statku i czemu wpadł w nim w szał? Mimo naprawionego stosu atomowego tajemnica Edenu nie daje załodze spokoju i postanawiają odbyć parę wypraw by zrozumieć co się na planecie stało.

Podczas drugiej wyprawy odkrywają, jak sądzą, posługując się ziemskimi kategoriami pojęciowymi – masowe groby – doły pełne miejscowych stworzeń.

„Spiętrzony nad brzegiem rowu woskowy wał wydał im się w pierwszej chwili jednolitą, nabrzękła bryłą. Straszna woń ledwo pozwalała oddychać. Wzrok z trudnością oddzielał od siebie pojedyncze kształty, w miarę jak je rozpoznawał. Niektóre leżały garbami do góry, inne na boku, spomiędzy stlenia mięśni piersiowych wysuwały się wątłe, blade torsy o odwróconych, wklinowanych między inne twarzyczkach,wielkie kadłuby, stłoczone, zgniecione, przemieszane z chudymi rączkami o węzełkowatych palcach – pełno ich zwisało bezwiednie wzdłuż opuchłych boków – pokrywały żółte zacieki”

 Co chwila transportowe drony (powieść 1959 roku!) przywoziły i rzucały do rowu następne ciała, zasypywały pełne ciał doły i kopały następne… Byłem tą książką tak zafrapowany że czytając ją pierwszy raz miałem ciarki na plecach. Tajemnica Edenu powiększa się z każda przeczytaną stroną Nie dość tego, mamy tu też tzw. Mechaniczne zarodki, mechaniczne plemniki, lemowską wersję sond berserk, replikujących się zarodków bojowych mechanizmów, które wykorzystując materiały dostępne naokoło przebudowują się się w morderczą broń. Samoreplikujące się organizmy mechaniczne, a konkretnie samoreplikujące się sondy stały się modne w twardej fantastyce po roku 2000 choćby u Alistaira Reynoldsa . U Lema są 50 lat wcześniej. Pomysł ten jest jeszcze bardziej rozwinięty w powieści Lema ‚Niezwyciężony’, gdzie kilkadziesiąt lat temu opisał on nowoczesne cybernetyczne, pełne nanotechnologii pole walki. Ale wracajmy do Edenu…

Na widok masowych grobów, część kosmonautów chce ingerować, inni pytają rozsądnie, ingerować jak? Zbombardować coś? Zniszczyć atomowym ogniem? Ale co i kogo? Po powrocie ze zwiadu rozbitkowie zauważają że są w swojej rakiecie właściwie bezbronni i z całych sił biorą się za jej naprawianie i oczyszczanie pokładów, by dotrzeć do najsilniejszej broni statku – wyposażonego w atomową bróń i miotacze opromieni pancernego Obrońcy. Na razie udaje im się uruchomić zwiadowczy ale tez uzbrojony łazik. Wyruszają nim na zwiad i napotykają następne opuszczone fabryki, instalacje i pola wielkich anten, opuszczone szyby kopalniane i tunele… Napotykają też opustoszałe zasypane pustynnym pyłem miasteczka i osady… Wędrówka przez planetę przypomniała mi jeszcze jedną książkę czytaną niedawno powtórnie – „Jądro Ciemności” Josepha Conrada. Wędrówka w głąb Edenu, odkrywanie jego strasznych tajemnic są niczym wędrówka w głąb koszmaru w ‚Jądrze Ciemności; i jego filmowej wersji ‘Czasie Apokalipsy’ Coppoli – wędrówką w koszmar, sen, horror, pełen opustoszałych konstrukcji, okaleczonych ciał i masowych grobów…

Zagadka po zagadce. Coś, ktoś chce odciąć rozbitków od EDEN’u, nie pozwolić na dalsze poszukiwania i ingerencję w nią… Czemu? Kto to robi, skoro wokół są same ruiny? Zagadka powoli wyjaśnia się, gdy kosmonauci zauważają że jeden z Dubeltów przed nimi nie ucieka, a nie chce wręcz odejść odłaziła, wraca on z nimi na statek i rozpoczynają się żmudne próby nawiązania kontaktu lingwistycznego. Translator wypluwa z opowieści miejscowego niezrozumiała praktycznie papkę, którą można dowolnie interpretować, próby rozmowy rozbijają się w pył

Po zrozumieniu Dubelta, mieszkańca Edenu, który stara się im wytłumaczyć system rządów na planecie, okazuje się ze Lem w 1959 roku wymyślił jeszcze bardziej paranoiczną i diabelską teorie niż naczelny paranoik Philips Dick w latach 60 – planetarny rząd który się ukrywa, ze wszystkich sił zaprzecza swojemu istnieniu i udaje że nie istnieje na planecie żadna władza. Dubelt upiera się że rządu odpowiedzialnego za te wszystkie wyczyny nie ma, a każdy mieszkaniec który mówi że takowy rząd istnieje, ginie od razu bez śladu. Ale czemu kryty? Dubelt mówi że ukrytego nie sposób obalić. Jak walczyć czymś co nie istnieje? Jawny można zmieniać, zwalczać, ale ciężko jest walczyć z czymś, czego jawnie nie ma… Nie będę więcej pisał o samej fabule i zdradzał następnych rewelacyjnych i na wskroś nowoczesnych pomysłów Lema – EDEN trzeba przeczytać samemu, nawet jeśli kiedyś się czytało, warto wrócić i przeczytać go na świeżo, jako dorosły człowiek. Jest to zupełnie inna percepcja powieści niż w liceum czy na studiach, o czym sam się przekonałem czytając go teraz na świeżo. ‘Eden’ czyta się zresztą po kilkudziesięciu latach od napisania doskonale. Książka ta jest silnie osadzona w tradycjach pozytywistycznej europejskie prozy XIX wiecznej, zarówno fantastycznej – Vernowskiej jak i europejskiej literatury pięknej, wspomnianego wyżej Josepha Conrada i jego podróży w głąb koszmaru, do ‘Jądra Ciemności’ choćby.

stanislaw-lem-eden-sPowieść broni się przed upływem czasu podobnie jak proza Wellsa i Verne’a, taką własnie ciepła atmosferą jaką znajdziemy u Verne’a, przypominająca mi nieco ‘Tajemniczą Wyspę’ Verne’a i przygody Inżyniera, Dziennikarza i Marynarza Pancrofta…  Podobnie jak w powieści Verne’, protoplasty naukowej fantastyki, mamy ekipę rozbijająca się w niegościnnym otoczeniu, próbującą sobie poradzić, zbadać otoczenie, zorganizować się… Przyjemne, wręcz rozczulające, są fantastyczne wątki retro, np wielotomowe ceglaste encyklopedie kosmiczne, które nasi astronauci układają w stos księga na księdze, dzięki czemu dostają się do trapu statku i wydostają się na powierzchnię planety Eden, przyświecając sobie przy tym benzynową zapalniczką. Proza ta nabrała patyny ale nic nie straciła przez to na jakości, dokładnie jak powieści Verne’a, gdzie rozwiązania techniczne może i przebrzmiały, za to w warstwie przygodowej i społecznej są to doskonałe książki.

Lem, oprócz ‘gęby’ filozofa i myśliciela jaką mu doprawiono zanim go zupełnie nie upupiono ładując jego Bajki Robotów dzieciom jako lekturę obowiązkową, skazując go na pobyt w galerii nieoczytanych klasyków z lektur szkolnych, był po pierwsze doskonale operującym słowem pisarzem. Przykład proszę bardzo, sam początek:

„Statek wbijał się w powietrze z grzmo­tem, od którego puchły bębenki. Rozpłaszczeni na legowi­skach czuli dobijanie amortyzatorów, przednie ekrany za­szły płomieniem i zgasły, poduszka rozżarzonych gazów, napierająca na dziób, zatopiła zewnętrzne obiektywy…”

 Dynamiczna, doskonale nakreślona scena, wyjęta jak z  filmu. Niczym z filmowego  lądowania w Obcym 2 Camerona czy Prometeuszu’ Ridleya Scotta. Filmowa, dynamiczna, a jednoczenie minimalistycznie operująca językiem scena. Przecież to jest, cały Eden, gotowy materiał na pierwszorzędny kinowy film, niczym Aliens czy Księzyc 44 że odwołamy się do fantastycznej klasyki. Powód zignorowania tej prozy wśród filmowców jest prozaiczny a jednocześnie wstydliwy. Jest ona znana na zachodzie głównie w środowiskach uniwersyteckich,  wśród intelektualistów dysponujących aparatem poznawczym pozwalającym na przeczytanie i zrozumienie lemowskich rozważań. Nawet jeśli coś się z Lema kręci, to spłaszczając temat i zostawiając najłatwiejsze wątki, tak jak było z adaptacją filmową ‘Solaris’.

Wspaniała książka, zdecydowanie jedna z moich ulubionych powieści Stanisława Lema. A sama planeta Eden wciąż czeka na swojego filmowego odkrywcę. Jest to gotowy materiał na wielki, naprawdę wielki film.

Po lekturze ‘Edenu’ warto zajrzeć do Jądra ciemności’ Joseph Conrad, Tajemniczej Wyspy – Juliusza Verne’a i obejrzeć ‘Czas Apokalipsy’ Coppoli.

akr.

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.