John Brunner – Na Fali Szoku… przyszłości [#0116]

Brunner-Na-fali-szokuSzoku przyszłości oczywiście… Jak autor sam przyznaje we wstępie że jego powieść zainspirowana jest, w tym także sam tytuł, znaną i popularną w swoim czasie w obrębie nauk społecznych, dziś już nieco przebrzmiałą pracą Alvina Tofflera ‚Szok Przyszłości’. Teorią wyłożoną przez Tofflera zupełnie na poważnie katowało się studentów nauk społecznych jeszcze kilkanaście lat temu, z niej tez płyną czołowe idee i podstawa ideologiczna powieści Johna Brunnera… Państwo jest w tej wizji przyszłości tu wszechwładne, wszech- kontrolujące nie samo z siebie, ale przez podporządkowane sobie wszechobecne megakorporacje i technologicznie oplatająca każdego człowieka macki w postaci rejestrów, archiwów, punktów za osiągnięcia, opinii współpracowników, wszechobecnego nadzoru, podsłuchów, kamer wizyjnych i okresowych psychiatrycznych ewaluacyjnych badań kontrolnych. Państwo może tu wszystko, włącznie z legalną jak to zwykle bywa w ustrojach totalitarnych ‚konfiskatą’ uzdolnionych dzieci na własne tj, ukrywających się za fasadą wyborów i demokracji totalitarnych władz i jej aparatu siłowego, potrzeby.

W zupełnych strzępach i zupełnym chaosie, zgodnie z sugestią Tofflerów, wyrażona w ich pracy, jest także organizacja społeczna, od jej najmniejszej komórki organizacyjnej poczynając na całości kończąc. Tyle tylko, że Toffler się pomylił… Społeczeństwo nie rozpada się bowiem z powodu osiągnięć technologicznych i nowych środków przekazu, jak absurdalnie sobie to Tofflerowie wymyślili, a celowych ideologicznie podbudowanych działań celowo demolujących i dekonstrujących jego fundamenty… W każdym razie, w powieściowym świecie nie istnieje już nic w miarę stałego, nić co dawałoby oparcie i schronienie, jak rodzina, przyjaciele, rodzice czy dzieci…. ‚Rodzinę’ może zakładać dowolna konfiguracja osób, a co!, która to i tak do niczego nie prowadzi, a bardziej jest jej parodią, dzieci zaś, o to jest smaczny temat – dzieci w powieściowym świecie dowolnie ‚rodziny’ mogą wypożyczać (sic!). Wypożyczać na tydzień, miesiąc czy rok, by pobawić się w ‚rodzinę z dziećmi’… Wszystko to wygląda jak sen zachodniego postępowego socjalisty skrzyżowany z piekłem Dantego. Jak już wspomniałem, dziećmi interesuje się oczywiście także wszechwładne Państwo, które przyznało sobie prawo do dowolnego konfiskowania dzieci rodzicom, co zresztą żadną fantastyką już nie jest – w wielu zarządzanych przez ‚postępowe’ rządy krajów ma już miejsce. Tutaj dotyczy to dzieci specjalnie uzdolnionych, które lądują w niejawnych ośrodkach militarnych stając się żywą bronią… Rozpad społeczny i chaos wg autora spowodowany jest… idąc za myślą Tofflera… samym, o niespodzianko, Szokiem Przyszłości ;-) A więc wynalazkami technologicznymi i spowodowanymi przezeń pęknięciem a następnie rozpadem społeczeństwa. Nijak nie kupuję tej tezy. Wręcz można by zaryzykować tezę przeciwną, że rozwój technologiczny równie dobrze może pozwalać na lepszy kontakt, scalać społeczeństwo i pomagać w tzw. demokracji bezpośredniej, czyniąc głosowanie aktem szybkim, prostym i wyjątkowo dostępnym. Teza i szoku przyszłości powtórzona w powieści jest niestety wyjątkowo naiwna.

Literacko nie jest to niestety wielka powieść. Napisana jest prozą suchą i wypraną z jakichkolwiek emocji. Chętni na przeżycie literackich uniesień i emocji wiele tu nie znajdą. Chaotyczny styl jej skonstruowania przywodzi na myśl chaotyczne i pocięte na małe fragmenty myśli powieści Kurta Vonneguta, tyle że to znów ujmowało by mistrzowi czarnego humoru. No właśnie, powieści Kurta Vonneguta tryskają pokładami ironii i jakże celnego humoru a także ciętymi, błyskotliwymi dialogami, których tu śladu nawet nie znajdziemy. Nie spodobały mi się wręcz wyjątkowo postaci powieści, zarówno jej bohaterm, jak i jego dziewczyna Kate są tak papierowi i antypatyczni, ze przypomina to przygody dwójki wypranych z emocji androidów. Ten styl był w SF, ale jeszcze kilka dekad wcześniej, w latach 50 i 60, w czasach gdy faktycznie była to literatura dla pryszczatych nastolatków ;-) Dziś taka konstrukcja powieści i jej bohaterów budzi jednak zdziwienie a potem odrzucenie i lekką odrazę. Powieść staje się strawniejsza od księgi drugiej, tajemnicy utopijnego miasteczka założonego przez byłych, sic, pracowników naukowych.

Miasteczko do którego trafiają powieściowi bohaterowie to już zupełna utopia i nijak w taką oderwaną od jakichkolwiek logicznych realiów futurystykę społeczną także uwierzyć nie mogę. Ekologiczne domy, całe miasto wybudowane z surowców wtórnych, samowystarczalna trzy tysięczna społeczność żyjąca w ‚pierwotnej’ szczęśliwości, jak to kiedyś lubiły wierzyć nauki społeczne. Ok, takich utopii sporo w literaturze już było, tyle że w ‚Szoku Przyszłości’ mamy rozpadający się, pełen przemocy świat chaosu a przy tym plus utopijne, pacyfistyczne, przypominające wioski Amiszów bajkowe miejscowości? Jakim cudem istniejące poza wszechogarniającym chaosem? Jakim cudem nie zniszczone przez szalejące bandy, gangi i armie uzbrojonych po zęby maniaków religijnych? Współegzystujące z wszechwładnym rządem, nie bojącym się zabierać rodzicom dzieci a bojącym się zlikwidować tego typu utopijne miasteczka? Wszystko to kupy się niestety nie trzyma.

Ja tej wizji organizacji społecznej i tej futurystyki po postu nie kupuję, nie kupuję z prostego powodu – nie jest ona spójna. Jeśli A to nie B. Jeśli mamy wizję totalitarnego, pełnego przemocy państwa w którym egzaminy w szkołach odbywają się pod karabinami maszynowymi i w obecności wojska, a uzdolnione dzieci są po prostu rekwirowane na potrzeby reżimu, to nie B, czyli nie dobrotliwe państwo pozwalające na strefy anarchii i strefy dowolnych organizacji rządów, wolne samo-rządzące się miasteczka i spokojny dobrotliwy rozwój poza systemem. To się wzajemnie po prostu wyklucza.

Mimo wszystkich tych wad uważny, lubujący się w szczegółach czytelnik znajdzie w niej kilka futurystycznych rodzynków. Stany w kompletnym gospodarczym i finansowym upadku, podzielone miedzy stechnicyzowane ale też i ultra religijne szczepy i plemiona, Graalowców, Dzieci Dzihadu itp… Tutaj Brunner trafił bardzo celnie. Renesans fundamentalizmu religijnego to coś co w latach 70 wydawało się czystą fantastyką, a jednak na naszych oczach się materializuję. Inne pomysły są nieco bardziej dziwne, np. rząd płacący mieszkańcom ‚stref wyłączenia’ za niekorzystanie z osiągnięć i udogodnień nowoczesnego życia? Albo zupełnie nietrafione, jak choćby bardzo wysoki koszt dostępu do infostrady czy mega drogie komputery i pozostały sprzęt informatyczny… Tak mogło być w połowie lat 70, ale jak widać rozwój wydarzeń, masowość produkcji sprawiły że sytuacja rozwinęła się inaczej niż założony przez autora. Wart uwagi jest za to opisany system tworzenia ‚żywych broni’ z inteligentnych, porzuconych , z niepełnych rodzin lub ukradzionych rodzin ‚żywej broni’ na potrzeby państwa… Autor miał sporo odwagi cywilnej by o tym napisać w latach 70′. Pierwsze próby tworzenia takich ‚broni’ z więźniów, także dzieci pod wpływem szoku, traumy i stresu, także z użyciem sugestii hipnotycznych, broni aktywowanych konkretnym słowem, obrazkiem czy choćby – piosenką, miały miejsce jeszcze podczas II wojny światowej w obozach koncentracyjnych, a po II wojnie przecież nie zaprzestały być one kontynuowane, a przeszły do strefy kompletnie wyłączonej z publicznej kontroli i dyskursu.

Jeśli ktoś ma ochotę dalej się tym tematem pokopać to może obejrzeć tez jako pewną ‚zajawkę’ tematu film ‚SERENITY’, gdzie bohaterka jest dokładnie taką ‚żywą bronia’ jaką opisuje w swojej powieści John Brunner, a sam film także traktuje o próbie utworzenia społeczeństwa utopijnego, niczym z Nowego Wspaniałego Świata, Huxleya, a więc biblii współczesnych ‚postępowców’ i różnej maści utopijnych społecznych wariatów.

W powieści pada trafna uwaga a właściwie trafna i celna predykcja, że na zasadzie darwnistycznej, do władzy pod płaszczykiem demokracji, z zachowaniem jej atrap i przedstawień, na zasadzie agresji i odrzucenia wszelkich norm moralnych i etycznych, dojdą w końcu środowiska i osoby najbardziej psychopatyczne, najagresywniejsze, pozbawione jakichkolwiek norm i hamulców, a więc największe i najgorsze szuje, osad, dno moralne i społeczne, bandziory i psychopaci, zaś społeczeństwa zachodnie, dalej karmione medialnym show udającym demokrację, stracą de facto jakikolwiek, najmniejszy nawet wpływ na rozwój wydarzeń. Była to futurystycznie celna uwaga i patrząc na aktualne wydarzenia i sytuację, jak najbardziej ta czarna społeczna przepowiednia się materializuje,

Mimo słabości warsztatowej i co tu dużo mówić, średnich umiejętności literackich autora, jest to interesujący futurologicznie materiał, nieco utopijna wizja świata, który pękł społecznie z powodu zbyt szybkiego rozwoju technologicznego. Jest w niej nieco trafnych sugestii, które się spełniły, sporo jest niestety nietrafnych. Całość to dobry i nieco smutny przykład na to, że nie każda fantastyka socjologiczna, czy społeczna zacnie się starzeje. Przeczytać ‚Szok Przyszłości, z samej ciekawości i dla przygody intelektualnej jak najbardziej warto, ale czy już warto poświecić jej miejsce na półce? Hmm… ja osobiście się jednak na taki krok nie zdecydowałem, a zakupiony egzemplarz oddałem na ‚krążenie czytelnicze’ po znajomych…

Ocena: od biedy ujdzie w tłoku.

Akira/PLS

ps. do zobaczenia na pixel heaven 2k17 w warszawie :)

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.