Ian McDonald – Rzeka Bogów – Wszechświaty i hinduscy bogowie [#0105]

ian-mcdonald-rzeka-bogowPo kilkutygodniowym odpoczynku po ciężkiej emocjonalnie ‚Pieśni bogini Kali’ Dana Simmonsa, zapuszczamy się znów w powieść osadzoną w pokrewnym kulturowo uniwersum, Indii roku 2047, autorstwa od dziecka mieszkającego w Belfaście Iana McDonalda. Autora ciekawego i frapującego, potrafiącego w swoich powieściach łączyć zaskakujące, odważne wątki futurystyczne, wnikliwą i ostrą analizą obyczajową, społeczną i polityczną, nie stroniąc w swoich powieściach także od tematów religijnych i mitologicznych. Są one dla mnie tym bardziej ciekawe, że dzieją się także poza światem anglosaskim, a do takiej mentalnie utworzonej, memetycznej ‚oczywistości’ przyzwyczaiła nas zachodnia literatura i jej wydawcy. Pochodząca z roku 2004 ‚Rzeka Bogów’ koncentruje się na Półwyspie Indyjskim, Brasyl, następna powieść, wydana w 2007 roku ‚Brasyl’ przenosi nas do Ameryki Południowej a Dom Derwiszy i Dni Cyberiadu pochodzące z lat 2010-2011 rzuca nas w świat Turcji i Azji przyszłości.

‚Rzeka Bogów’ jest powieścią niecodzienną, umieszczoną w baśniowej egzotycznej scenografii, odważną zarówno społecznie jak i naukowo, korzystającą odważnie z hipotezy symulacji czy estymowania rozwoju sztucznych inteligencji. Bezkompromisową w zarysowanych modelach rozwoju ludzkości, a przy tym wszystkim, mimo że nie jest to proza łatwa, przynoszącą wielką satysfakcję płynącą z jej oszałamiającego rozmachu ale też obcowania ze dobrą, cyzelowaną w każdym słowie prozą. Powieścią trudną, której należy poświęcić sporo uwagi i koncentracji. Wynika to zakresu tematów którym przyjrzał się i zawarł w niej autor. Ilość zmiennych, działających aktorów, i poruszanych zazębiających się wzajemnie zagadnień w literackiej rzeczywistości rozpadającego się świata roku 2047 jest momentami, szczególnie przy pierwszym jej czytaniu, ciężka do objęcia. Mimo że akcja toczy się także na pozostałych kontynentach, Ian McDonald uwagę koncentruję na Indiach i tam rozwijającej się od tysięcy lat cywilizacji, kulturze, mitologii i religii. Ta ostatnia odegra zresztą w trakcie rozwoju fabuły niebagatelną rolę, wpływając na postrzeganie i zrozumienie odwiecznego koła narodzin i zniszczenia, zniszczenia starego wszechświata i narodzin nowego.

Podobnie jak powieści Dana Simmonsa, tu także znajdziemy sporo okrutnej społecznej rzeczywistości i bezkompromisowego realizmu. Niezliczone masy ludzi, tłumy okupujące ulice, rowerowe riksze ciągnięte przez zagłodzonych nędzarz, przebijające się przez nie luksusowe limuzyny. Bezdomni żyjący na ulicach miast i nowe dzielnice, pełne apartamentów dla nowych bogaczy. Zmarli przygotowywani na ulicy do ostatnich ceremonii między straganami z jedzeniem i tłumami przechodniów. Maleńkie uliczne świątynki obok sklepików z twardą pornografią dowolnego rodzaju i dowolnej konfiguracji. Wojny religijne, zamieszki, podpalanie świątyń przez wrogie sobie fanatyczne sekty, zamieszki i morderstwa na tle religijnym i uzbrojone roboty bojowe rozpędzające i masakrujące tłumy… Nastoletnie prostytutki wszelkich dających się wymyśleć płci, płonące stosy, bogaci turyści a chwilę dalej bezdomne dzieci wyciągające nadpalone ciała z Gangesu, w nadziei znalezienia czegoś wartościowego, wyciągające z rozkładających się ciał protezy stawów biodrowych i wyrywające trupom zęby, które trafią na wtórny rynek. Obrazy, podobnie jak w ‚Pieśni Bogini Kali’, dantejskich scen rodem z obrazów Hieronima Boscha i poematu Dantego.

W wizję autora Rzeki Bogów jestem skłonny uwierzyć, jak przerażająca by nie była – tym bardziej ze wszystkie zjawiska i procesy społeczne jakich rozwój rzucał w przyszłości autor widzimy już teraz na własne oczy. Podczas czytania, a właściwie przy jego początku zastanawiałem się czemu powieści została umieszczona w Indiach. Wyjaśnieniem tego jest właściwie cała powieść, staje się ono jaśniejsze z rozdziału na rozdział, a potem wręcz oczywiste, gdy czytelnik zanurza się w świecie mitu i pradawnych bóstw. Nic tak nie pasuje do zamysłu autora jak Indie ich religia i mitologia Miejsce gdzie w pewien sposób zatrzymał się czas, i 6 tys lat temu i dziś to ta sama chwila, powtarzającego się w koło niszczenia i narodzin. Tak w wymiarze społecznym jak i kosmologicznym.

Powieściowa rzeczywistość to także świat gigantycznego przeludnienia, suszy wyniszczającej cał kontynenty, modłów o deszcz, lokalnych wojen o kurczące się zasoby wody, geo-inżynierii, które tylko pogłębiła katastrofę, wojen religijnych, A.I., wirtualnych, istniejących wyłącznie w świecie plotkarskich magazynów gwiazdeczek, projektowanych przez ‚najlepszych projektantów’ dzieci, z genami zaprojektowanymi wedle wskazań aktualnej mody, ale też prób znalezienia Stwórcy w języku, działaniu i cyklach wszechświata. Świat walki z coraz lepszymi samotworzącymi się AI, i rozpadu homo sapiens na różne podgatunki, także post-ludzi. Istnieją już genetycznie konstruowane przez projektantów istoty o bardzo wolnym cyklu starzenia się, tzw. Brahmini, a także a-płciowe pozaspołeczne Neutka. Gatunek ludzki zaczyna iść w bardzo różnych kierunkach, a do tego wszystkiego coraz większą rolę zaczynają odgrywać ścigane przez władze, ukrywające się Sztuczne Inteligencje. Z jednej strony kontinuum znajdują się Aeai, sztuczne inteligencje, z drugiej strony także przewyższających ludzi, konstruowanych w tym celu post-ludzkich Brahminów, sami zas ludzie, na oczach świadomych tego badaczy stają się ślepą uliczką ewolucji. To w końcu świat w którym część polityków jest tylko fasadami, dla stojących za nimi i sterujących ich poczynaniami sztucznych inteligencji.

Swoja panoramą i światem Rzeka Bogów przypominała mi podczas czytania jeszcze jedną powieść, choć nieporównanie mniej skomplikowaną i dużo lżejszą waga poruszanych tematów, ‚Nakręcaną Dziewczynę’ Paolo Bacigalupiego, także rozgrywająca się w Azji w bliskiej przyszłości, tyle ze w Królestwie Tajlandii. Uważny czytelnik znajdzie w powieści także i ślady opowiadania Philipa K. Dicka służącego za kanwę legendarnego Łowcy Androidów, tyle ze w azjatyckich hinduskich realiach. Jednym z bohaterów Rzeki Bogów jest detektyw, p. Nandha, który jest łowca zbuntowanego ukrywającego się, samoświadomego oprogramowania, łowca zbiegłych AeaI, które niczym androidy u Philipa K. Dicka pragną przeżyć i przetrwać. Proza Iana McDonalda to absorbująca panorama rozpadającego się na kawałki świata, polityki, rytuałów międzyludzkich, badań genetycznych czy najnowszego krzyku mody – posiadaniu dzieci od ‚dobrego projektanta’, zaprojektowanych i poprawionych genetycznie, by wysunąć się na czoło w społecznym wyścigu o prestiż. Jest tu sporo zjadliwej i ostrej jak lancet analizy społecznej, przyglądaniu się wyścigowi o stanowisko, dobrą żonę, sztuczne, projektowane dzieci, porównywaniu się, ocenianiu, plotkach… Podczas czytania tych fragmentów, nie mogłem się nadziwić jak automatycznie ludzie powtarzają przestarzałe w danej sytuacji skrypty społeczne. W sytuacji rozpadającej się rzeczywistości, najważniejszym tematem emfatycznych rozmów jest serial, kto z kim się rozwodzi, czy mecz krykieta w którym bogaci hindusi naśladują swoich byłych kolonizatorów, strachy jak zostanie przyjęty ogródek dachowy czy znalezienie dobrej partii dla córki… Było to momentami komiczne, ale jeszcze bardziej przerażające.

ian-mcdonald-river-of-gods-shrpW sferze cybernetycznej tego świata wielką rolę zaczynają odgrywać byty wirtualne. Sztuczne Inteligencje, zwane tu AeaI staja się także gwiazdami muzyki i aktorami, pojawiając się w portalach plotkarskich, tworząc obyczajowe skandale i wdając się w wirtualne romanse. Symulację tą się jeszcze bardziej zagnieżdża i komplikuję, tworząc wirtualny świat, którego mieszkańcy – artyści, aktorzy i piosnkarze żyją i tworzą serial, który ogląda to się w świecie podstawowym powieści :P Simulakra stają się gwiazdami i idolami milionów, a jakby nie było tego dość, Sztuczne Inteligencje za pomocą firm wydmuszek zaczynają aktywnie uczestniczyć w realnej rzeczywistej gospodarce, projektach badawczych i wpływac na politykę w świecie, nazwijmy to roboczo ‚rzeczywistym’, świecie w którym sprzętowo uruchomiona jest ich symulacja. Powieść nabiera jeszcze większego rozmachu, tym razem kosmologicznego, gdy okazuje się, że znaleziony i przechwycony z powodu nienaturalnej orbity meteoryt zawiera w sobie tzw. automaty komórkowe, skrywające przedwieczną inteligencję. To nalezienie przez ludzkość Nowego Objawienia, sam obiekt zostaje nazwany przez badaczy i fizyków Tubernakulum. Świat powieści i tajemnica Tubernakulum łączy się tu z mitologią i hinduskim panteonem a szczególnie Sziwą, w swoim tańcu tworzącym i niszczącym wszechświaty w odwiecznym cyklu kreacji i destrukcji.

O Czym właściwie jest ta gigantyczna objętymi zjawiskami powieść? Rozłamie ludzkości na kilka ewolucyjnych ścieżek? Entropii społecznej? Poszukiwaniu Stwórcy? Hipotezach płynących z hinduskiej kosmologii? Końcu tej iteracji Świata i jego zniszczeniu? Już bardziej. Sporo jest tu także hipotezy symulacji a także symulacji w symulacji i tak jeszcze głębiej. Jest tu tyle na raz, ze ciężko mi ze zdecydować który z równolegle plotących się opowieści i wątków mi się najbardziej podobał. Hmm, może wątek i opowieść profesora Thomasa Lulla? Jednego z najlepszych fizyków, ukrywającego się w Indiach przed swoim rządem, pracującego dla świętego spokoju na plaży i spędzającego dnie ze swoim hinduskim przyjacielem emerytowanym doktorem Ghotse na piciu dżinu i słuchaniu prehistorycznych słuchowisk radiowych BBC? :-) Bardzo blisko. Może ojca rodziny, znanego hinduskiego fabrykanta, który stworzył wielkie imperium finansowe a w wieku 68 lat zostawia firmę 3 synom, dzieląc ja w bardzo sprytny sposób tak by trzej bracia wzajemnie się blokowali i byli zmuszeni do współpracy a samemu wyrusza w pątniczą wędrówkę z kosturem i żebraczą miseczką na ryz? Czy może uwielbiającego włoską muzykę epoki renesansu, detektywa przypominającego postać z kanonicznego ‚Łowcy Androidów’? Polującego na zbiegłe Aeai, a przy tym pełnego winy, świadomego że ściga inteligentne byty, a chcącego chronić ludzkość przed wyginięciem. A to wciąż zaledwie ułamek skomplikowanego świata tej powieści.

Proza fascynująca i gęsta niczym smoła. Mimo, a może właśnie dlatego tego w świecie Rzeki Bogów zanurzamy się niczym w lepiącej smole, z przerażeniem i fascynacją pokonując kolejne rozdziały, do końca nie mogąc z tej smoły się wydostać. A jednak po rozpoczęci lektury nie sposób jej nijak, ani na chwilę, odłożyć. Rzeka Bogów jest ciężka, gęsta, naszpikowana postaciami i wątkami, obejmuje kilka przeplatających się wątków, mrowie postaci, ale równie ciężka jest przez szok kulturowy i nagłe zanurzenie w nim czytelnika, podobne do tego co zaserwował nam Dan Simmons naście lat wcześniej w swojej ‚Pieśni Bogini Kali’. Rzeka Bogów jest bardziej skierowana ku hinduskiej kosmologii, mniej ku starożytnym kultom, skupia się na dzisiejszych i przyszłych problemach z którym będzie mierzyła się ludzkość w przeciągu kilku następnych dekad. Ku mojemu zaskoczeniu, bo nieczęsto to zjawisko w futurologicznych powieściach, autorowi wyszły nawet sceny erotyczne! Są one autentyczne, prawdziwe, ostre, a jednocześnie napisane w sposób nieodrzucający i perwersyjnie estetyczny. Nieczęsto się to zdarza w fantastyce czy futurologii, Rzeka bogów jest przykładem że jest to możliwe. Do tej pory moim niedościgłym wzorem i wzorcem nowoczesnej powieści był dla mnie ‚Hyperion-Cantos’ Dana Simmonsa, także pełen filozoficznych, religijnych i mitologicznychtreści. Z przyjemnością stawiam stawiam obok niego równie wspaniałą ‚Rzekę Bogów’ Iana McDonalda.

Ocena: Takich powieści już nie ma :-)

Akira/Pulse.

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.