Greg Egan – Diaspora… gleisery, wirtuale i statycy [#098]

diasporaDiaspora, trzecią powieść austalijskiego pisarza z Perth, ukazała się na czytelniczym rynku, w wersji oryginalnej w 1997 roku, dwa lata po Mieście Permutacji. Czytałem ją w polskim wydaniu z serii Uczta Wyobraźni, wiec do strony wizualnej nie mam najmniejszych zastrzeżeń, oprócz jednego… Otóż powieść ukazała się w Polsce z prawie dwudziestoletnim (sic!!!) opóźnieniem, co mi, patrząc na jej gatunkową wagę i istotność, nie mieści się po prostu w głowie. Jak możliwy jest aż tak wielki poślizg wydawniczy? A i tak mimo niego, zdołała zdobyć w polskim fandomie wiele nagród i wyróżnień, co tym bardziej mnie cieszy, że nie jest to powieść łatwa ani przyjemna. Wręcz odwrotnie, jest to skrajnie twarda fantastyka, dotykająca zagadnień genetyki, informatyki, astrofizyki ale też teorii uczenia się choćby a także psychologii poznawczej – powstawania konstruktu Ja, jaźni, świadomości.

Diaspora stanowi wizję rozwoju ludzkości i rozejścia się dróg ewolucji tejże. Toczy się w trzydziestym wieku, dokładnie roku 2937, a właściwie tu rozpoczyna, bo toczy się także wiele stuleci później. Ludzkość swoim rozwojem przypomina schematyczne drzewo – ze wspólnego pnia, wyewoluowały różne gatunki, tak różne, że nie są w stanie się ze sobą porozumiewać… Ludzie cieleśni, zwani w sferze Diaspory statykami, dalej żyją na powierzchni ziemi, także i oni, modyfikując się genetycznie rozdzielili się na wiele specjalizowanych gatunków. Istnieją byty pośrednie, nazywane Gleiserami, które łączą świadomość i sztuczne zrobotyzowane ciała oraz byty bezcielesne, kompletnie przeniesione w świat symboli, matematyki i samoświadomego oprogramowania … Zafascynowane badaniami naukowymi i eksploracją przestrzeni Gleisery opuściły Ziemię, przygotowując się do poszukiwań innej inteligencji, tzw. gwiezdnych wędrowców. Ostatni bytujący w przestrzeni fizycznej ludzi żyją na powierzchni Ziemi, w kilkutysięcznych skupiskach, zasiedlając ruiny niegdyś wielkich miast. Ludzie, którzy przenieśli swoja świadomość w warstwę informatyczną bytują zaś w postaci niematerialnej w klastrach zwanych polis.

Proces w ramach którego stało się to wszystko nazwano iNTRODUSEM. W jego ramach, kilkaset lat wcześniej duża cześć świata uciekła z fizycznego wymiaru w rzeczywistość informatyczną, zaczynając żyć jako samoświadome zrzuty osobowości/programy. Niematerialni ‚mieszkańcy’ polis kontaktuje się z rzeczywistością fizyczną za pomocą setek czujników, kamer i dronów rozsianych po całym układzie słonecznym oraz Ziemi. W razie jakiejś wyjątkowej konieczności możliwy jest także zrzut stanu świadomości mieszkańca do syntetycznego ciała i pojawienie się w takiej postaci na powierzchni Ziemi, budząc dodajmy popłoch i przerażenie pozostałych na jej powierzchni ludzi. Ci ostatni znów panicznie boją się Gleiserów i przeniesienia w świat wirtualny.

Greg Egan powieść oparł na hipotetycznej teorii mnogości wszechświatów, które na dodatek mogą na siebie wzajemnie oddziaływać. Oddziaływać powodując przy tej okazji gigantyczne katastrofy, potrafiące zniszczyć życie na wielu planetach. Następna wynikająca z tej hipotetycznej stworzonej na potrzeby książki teorii jest także możliwość przeskakiwania między wszechświatami a także podróżowanie tunelami czaso-przestrzennymi. Brzmi oto wszystko dość magicznie, a właściwie nawet teologicznie no i takie jest jest. Niestety przy tego rodzaju hipotetycznych teoriach, nauka nie różni się tu specjalnie od teologii, a nawet magii w powieści fantasy, umożliwiając właściwie wszystko w ramach przyjętych założeń danego Universum czy Multiversum, niekoniecznie weryfikowalnych i sprawdzalnych naukowo. Lot mieszkańców polis w tzw. głęboki kosmos, w wersji niematerialnej, ale jak zrozumiałem z powieści, udającej normalny statek, brzmi dla mnie jak magia i niczym nie rożni się od magicznego wysłania tam bohaterów w powieści fantasy. Także sposób przeskakiwania między wymiarami jest tak samo naukowy, jak wysłanie ich tam za pomocą magicznej różdżki.

Czytając tą, doskonałą nomen omen, powieść, miałem non stop włąśnie teologiczne i magiczne wrażenie co do zaproponowanych rozwiązań. Na szczęście nie przeszkadza to w niczym cieszyć się Diasporą. Bawiłem się podczas niej bowiem doskonale. Diaspora podobała mi się pod względem literackim, w końcu! Piszę w końcu bo sporo narzekałem na obie dwie poprzednie powieści autora jeśli chodzi o to. Zdecydowanie lepszy jest poziom literacki książki, poprawę widać było już w Mieście Permutacji, a powieść następna, Diasporę czyta się z prawdziwą przyjemnością. To proza warto płynąca, pełna światła, oddechu i przestrzeni. Jeszcze lepiej się ją czytało po raz drugi, nie gnając aż tak szybko przed siebie, a ciesząc się każdym zaproponowanym przez autora kognitywnym, informatycznym, genetycznym czy fizycznym smaczkiem. Sporo jest tu także psychologicznych, poznawczych nawiązań do teorii uczenia się, szczególnie na początku książki, gdy obserwujemy stworzenie nowego obywatela polis z tzw. ziarna a potem jego postępy w stawaniu się oddzielnym bytem, zrozumieniem Ja, odrębności swojej osoby od tła, reszty obywateli polis, uświadomieniu sobie swoich procesów myślowych i ich odrębności.

Na koniec nostalgiczne dla pecetowców znalezisko w Diasporze. Podczas czytania natrafiłem na fragment, dzięki któremu przypomniałem sobie ciepło wspominane czasy pc dos. otóż znajdziemy w niej jest ‚defragmentowanie pamięci’ i to użyte w dość szokującym kontekście :-)) Otóż defragmentują sobie pamięć co jakiś czas samoświadome programy/byty wirtualne mieszkające w Polis :->

Krótko podsumowując na koniec: dla miłośników twardej, naukowo bezkompromisowej fantastyki: lektura obowiązkowa.

To i ja ide się zdefragmentować przy kubku kawy i filmie :>

Akira/PLS.

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.