Studnie Piekieł – Graham Masteron i Pradawni Bogowie [#007]

masterton-studnie-piekiełPo zmierzeniu się z ciężkimi tematami horroru Mastertona ‚Wyklęty’ poczułem potrzebę horroru lżejszego nieco, z większą dawką humoru i ciepła. Szybkiej lektury do schrupania na raz, do wciągnięcia od reki, tak dla odpoczynku po ciężkich emocjonalnie i poznawczo tematach. Po przejrzeniu biblioteczki (nie… nie, nie to nie, to może później, to też nie, to za ciężkie) wybór padł na wydany po raz pierwszy w 1979 r. horror ‚Studnie Piekieł’ Mastertona. Lekturę może nie ulubioną, bo ta są wciąż dwie pierwsze części ‚Manitou’, ‚Wyklęty’ i ‚Dżinn’, ale zajmująca aktualnie wysokie trzecie miejsce na mojej prywatnej liście ulubionych powieści tego autora.

Zdecydowało o tym kilka powodów – po pierwsze humor. Z wyjątkiem może ‚Dżina’ i ‚Kostnicy’ w żadnej innej książce tego pisarza, może z wyjątkiem serii ‚Manitou’ jeszcze, nie ma tak sympatycznego głównego bohatera, tak przyjemnego ciepłego humoru i atmosfery kina Nowej Przygody z lat 80″. Cenię ‚Studnie piekieł” także za odwołania do kanonu i klasyki XIX i XX wiecznej literatury grozy, tej literatury grozy z okresu twórczości wielkich klasyków horroru, stanowiąca w moim odbiorze salut i hołd brytyjskiego pisarza dla świata wykreowanego przez H.P. Lovecrafta, jego Przedwiecznych i innych stworów bytujących na Ziemi przed erą człowieka. Tak jak moje ulubione filmy i książki z lat 80″ powieść dzieje się w małym miasteczku, pełnym wiktoriańskich domów, takim miasteczku gdzie wszyscy się znają i w poczuciu bezpieczeństwa nie zamyka się nawet drzwi.

„Studnie piekieł” są stosunkowo mało znanym horrorem Grahama Mastertona, także wśród fanów tego gatunku literatury, już pierwsze zerkniecie na okładkę nasuwa i przepuszczenie czemu tak się stało. Jak większość czytelników zetknąłem się z tą powieścią kupując pierwsze wydanie jakie się ukazało na polskim rynku wydawniczym – wydanie Amber z 1993 roku, to które widać po prawej stronie na zdjęciu. Obrazek tytułowy czyli tzw. cover na okładce tego wydania jest po prostu, nie da się tego inaczej opisać, straszliwy. To już nie jest kicz, to jest po prostu graficzna aberracja a co najgorsze nie mająca nic wspólnego z treścią książki. Nie do końca rozumiem co wspólnego z treścią ma ten czerwony wampir z tyłu, który z miną lekko opóźnionego umysłowo satyra szczerz ząbki, kim jest chłopiec w garniturku lecący gdzieś z mieczem i skąd się wziął cały ten cmentarz u podnóża? Prawdopodobnie jest to przykład stworzenia uniwersalnej okładki do horroru, pech akurat że zaprezentowany obrazek do tego nijak nie pasuje. I dziś wiedząc po kilkukrotnym przeczytaniu jak przyjemną treść zawiera ta książka, wzdrygam się z niedowierzaniem i przerażeniem gdy tylko spojrzę na jej okładkę. I to nie przerażeniem ze strachu jakby się należało spodziewać oglądając bądź co bądź okładkę horroru, a przerażeniem wyłącznie estetycznym. Po latach nauczyłem się nawet wyciągać ją z półki w ten sposób by starannie omijać okładkę wzrokiem, fiksując go gdzie indziej. Zaś po sięgnięciu po nią staram się jak najszybciej otworzyć książkę by obrazek tytułowy nie zepsuł mi przyjemności czytania.

Z tego powodu dokupiłem sobie drugie wydanie tej powieści, ale książka ta ma jednak dziwnego pecha na naszym rynku wydawniczym. Wydanie z 2000 r. dla odróżnienia od tego z 1993′ jest kompletnie pozbawione obrazka tytułowego. Tak ni przypiął ni przyłatał, widnieją w niej dwa białe pasy i wir wodny, połączenie z treścią książki co najmniej tak samo dziwne jak idiotyczny czerwony potwór z wydania pierwszego. Tyle ze ta okładka jest neutralna i tak nie odrzuca jak wydanie z serii Amber Horror z lat 90″, gdzie trzeba być wyjątkowo odpornym estetycznie wielbicielem horroru by po obejrzeniu czerwonej okładki z opóźnionym wampirem otworzyć książkę i zacząć ja czytać. Dość o okładce, zerknijmy na treść. A tu dla odmiany jest świetnie. Akcja książki dzieje się, co osobiście uwielbiam zarówno w filmie jak i powieści, w małym amerykańskim miasteczku, tym razem jest to New Milford w Connecticut. W okolicy pojawia się problem z wodą. Bohater ‚Studni Piekieł’, pełen rozterek niedoszły psycholog, który z ich powodu zarzucił uniwersytet i zabrał się za konkretna jak to mówi pracę hydraulika, Mason Perkins, wezwany zostaje przez małżeństwo Bodine’ów skarżące się na nieprzyjemny rybi zapach wody ze studni i jej dziwny, żółtawy kolor.

Do zabranej ze studni wody, dostaje się przez przypadek laboratoryjna mysz i zaczyna po chwili mutować, jej ciało pokrywa się twardą obrzydliwą skorupą. Ze swojego domy tymczasem znikają Bodinowie, a ich syn zostaje znaleziony martwy utopiony, w swoim pokoju na górze, ślady wody sięgają sufitu, w wannie zaś znajdują gigantyczną wylinkę czyli chitynowy pancerz. Po chwili spotykają Bodine’ów zamienionych w wielkie gigantyczne lovrcraftowskie monstrum. Nie przebierając w środkach, po zobaczeniu z czym ma do czynienia, szeryf dzwoni do gwardii narodowej po panzerfaust, a nasza wesołą ekipa zaczyna historyczne i antropologiczne śledztwo dotyczące mitów o potworach z głębin ziemi i zatrutej wodzie. W odkryciu tajemnicy pomaga też Dan Kirk, naukowiec i pracownik lokalnego wydziału zdrowia oraz jego asystentka Rheta. Wraz z miejscowym szeryfem Carterem starają się rozwikłać tą tajemnicę i uchronić resztę ludzi przed zamienieniem się w potwory. Ekipa jak widać, pełna kontrastów, zapewniająca soczyste dowcipne dialogi, niczym z filmowego hity lat 80″ Ghostbusters, tyle że tutaj Masterton był pierwszy, tworząc drużynę z tak barwnych i sympatycznych, pełnych humoru postaci :-) Wesołą gromadka oryginałów przekopuje się przez miejscowe mity i legendy zarówno Indian jak i pierwszych osadników, odnajduje dziennik kaznodziei z 1792 roku, a przy okazji miejscowego badacza legend, po którego przestudiowaniu odkrywają że głęboko w podziemnych w jaskiniach pod miasteczkiem zamieszkują przybyłe z kosmicznej otchłani śpiący starsi bogowie-bestie rządzący ziemią przed czasami człowieka m in Cthulte, przemienieni ludzie mają zaś zdobywać dla nich ‚pożywienie’ i przygotować ich powrót na ziemię.

Fanatykom horroru, tego raczej klasy B albo i C, od razu zaczynają bić dzwonki w głowie kojarzące inny horror o podobnej tematyce – ‚Kraby’ Guy’a N. Smitha. To nie to moi drodzy. To co u Guy’a Smitha było pisane na poważnie horrorem klasy C tutaj jest raczej inteligentną, pełną humoru i dowcipu zabawą z konwencją, z puszczaniem oczka do czytelnika, wesołym grzebaniem się w mitach o przedwiecznych i historycznych legendach, tryskającą dowcipem dialogów między naszymi bohaterami.

Jak na powieść opartą o klasykę anglosaskiego horroru przystało, mamy tu pochodzących z prozy H.P. Lovecrafta Starych Bogów, tzw. Przedwiecznych i ich zapowiadany powrót. Po naradzie ze swoja ekipa rodem jak z Ghostbusters, Danem i jego asystentką dochodzą do wniosku że Connecticut grozi okolicy grozi ze wszyscy mieszkańcy zamienią się w… skorupiaki ;-) Strasznie lubię takie przerysowane fabuły na granicy pastiszu i nabijania się z gatunku więc bawiłem się czytając lekko i dowcipnie napisane ‚Studnie Piekieł’ doskonale.

Nasza wesoła gromadka schodzi wraz z szeryfem do jaskiń i rusza na poszukiwanie Cuthulu, a co dzieje się dalej warto zerknąć samemu, nie mam serca psuć spoilerowaniem przyjemność czytania książki. Powieść jest na szczęście, dzięki dużemu nakładowi pierwszego wydania z serii Amber Horror w miarę dostępna i do kupienia w przeróżnej maści antykwariatach i dziuplach z książką.

Wydawnictwo: Amber
Rok wydania: 1993
Liczba stron: 237
wydanie I.

na plus:
+ sympatyczna paczka bohaterów
+ lovecraftowska tematyka Cuthuhlu!
+ żywe dialogi
+ miejsce akcji

na minus:
– tylko 237 stron!? Mogło spokojnie być ze dwa razy więcej przy takim temacie!

Akr.

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.