Ukłon dla klasycznej literatury angielskiej i Charlesa Dickensa, autora Klubu Pickwicka i wielu innych klasycznych powieści. Powieść toczy się w połowie XIX wieku, za panowania młodej królowej Wiktorii.
Którejś nocy w zimnym zamglonym Londynie młody chłopak rusza na pomoc napadniętej dziewczynie. Widzi to z dyliżansu dwóch dżentelmenów, którzy zatrzymują się także by pomóc przepędzić opryszków. Razem ratują młodą angielkę. Młody chłopak to żyjący w londyńskich kanałach i zakazanych ulicach tytułowy Dodger, zbieracz w londyńskich kanałach, spryciarz i kieszonkowiec o złotym sercu, zaś jeden z dżentelmenów z dyliżansu to Charles Dickens, który zatrzymując się i pomagając Spryciarzowi własnie napotkał pomysł na jedno ze swoich wielkich dzieł.
Dodger zostaje przez Charlesa Dickensa zaproszony z wizytą, poznaje przyjazną kucharkę z bogatą przyszłością i zostaje wciągnięty do kompani starającej się ustalić co kryje się za nocnym wydarzeniem. Z racji swoich kontaktów w londyńskim półświatku zostaje współpracownikiem Charlesa Dickensa w śledztwie dotyczącym pobicia dziewczyny. jednym słowem ma rozglądać się i węszyć. Spodobało mi się to, muszę przyznać. Nie jest to nowy literacko wątek, ale jakże przyjemny. Conan-Doyle i jego Sherlock Holmes także miał współpracująca z nim paczkę takich dżentelmenów. Opiekun i przyjaciel Dodgera, zegarmistrz i jubiler Salomon usłyszawszy o tym łapie się za głowę i posyła go na tzw. łachy, by za szylinga ubrał się od stóp do głowy w nowe, bardziej cywilizowane ciuchy, tak by bez wstydu mógł się pokazać w szanowanym domu pisarza.
Historia od tego momentu dla XIX wiecznego nędzarza zdecydowanie przyspiesza. Dodger ratując dziewczynę, wplątuje się bowiem w solidną aferę szpiegowską. W mieście zaczynają znikać i być znajdowane martwe jasnowłose piękności podobne do uratowanej dziewczyny. Dickens przy pomocy Spryciarza i jego opiekuna Salomona próbuje rozwikłać zagadkę tych tajemniczych wydarzeń.
Dodger pod okiem pisarza powoli zamienia się w eleganckiego londyńczyka a przy okazji zostaje obwołany przez londyńską prasę bohaterem. Przy okazji wizyty u golibrody obezwładnia oszalałego po wojennych przeżyciach angielskiej kompani w Afganistanie golibrodę Sweeneya Todda, który po przeżyciu załamania nerwowego jednego tygodnia podrzyna gardło sześciu swoim klientom. Po zrzutce urządzonej przez redakcję gazety w której pracuje Charles Dickens nasz bohater otrzymuje niespodziewanie dla siebie cała fortunę… 50 pełnych suwerenów. Sytuacja nabiera jeszcze większego tempa gdy Spryciarzowi i jego znajomym udaje się ustalić kim jest zaginiona kobieta i czemu giną inne podobne do niej dziewczyny. Uratowana to angielka, wydana za niemieckiego księcia, która uciekła ona z niemieckiego księstwa do Anglii. Za nią rusza pościg morderców, którzy mają ją zlikwidować by zatrzeć wszelkie ślady małżeństwa, po którym niemiecki książę pragnie zatrzeć wszelkie ślady. Jednym słowem historia grożąca europejską wojną jak w Sherlocku Holmesie czy ‚Klubie Niesamowitych Dżentelmenów’.
Jest to przyjemna wariacja na temat Anglii za królowej Wiktorii. Inna rzecz ze prozę to ciężko mi było sobie jakoś prywatnie zaszufladkować. Nie jest to literatura piękna sensu stricte, fantastyka też nie, powieść przygodowa? Tematyka jest Dickensowska, ale całość napisana jest z absurdalnym i surrealistycznym humorem. Miałem z tej okazji mały miałem problem dysonansu poznawczego. Do tak tragicznych smutnych tematów wolę poważne potraktowanie ich, takie jak u Dickensa, Wiktora Hugo w Nędznikach czy prozy Balzaka. Zupełnie nie trafiło do mnie tak lekkie potraktowanie, baśniowe a nawet bajkowe londyńskich nędzarzy, złodziejaszków i bezdomnych.
Tak czytałem czytałem, miejscami się chichrałem pod nosem, miejscami smętnie kiwałem głową nad opisywaną ww powieści biedą i nędzą… i w końcu eureka. Już wiem co mi przypomniała ta nieco kpiarska, napisana lekkim dowcipnym językiem proza i postać młodego chłopca walczącego ze złem, wspomaganego przez nieco od siebie starszych pomocników. Jako żywo przypomniało mi to wszystko razem „Wyspę Skarbów” Luisa Stevensona. Ucieszony tym odkryciem, dalej czytałem ze zdwojoną energią chichocząc jak tchórzofretka przy przemyśleniach Dodgera i jego rozmowach z Salomonem.
W powieści miesza się sporo tematów smutnych i okrutnych, cmentarze dla biedoty, samobójstwa z nędzy, wyławianie ciał z Tamizy a wszystko to z wesołą manierą pisania autora znaną z cyklu o Świecie Dysku. I to rozerwanie i dysonans miedzy tematami, którym zdecydowanie nie do śmiechu i tonacją jak ze świata dysku mi najbardziej w niej przeszkadzała. Powieść napisana jest jak na poważny i smutny jednak temat lekko, może nawet zbyt lekko i kpiarsko, i to właściwie jedyna rzecz do której mogę się przyczepić i która mi przeszkadzała podczas czytania. To co podobało mi się w serii Świat Dysku gdzie też nie wszyscy byli przecie bogaci, sypanie ironią i dowcipem, razi jednak w opisie nędzarzy londyńskich, mieszkających w kanałach czy zawilgoconych ruderach i utrzymujących się z tego co znajdą w kanałach i przy wyłowionych z Tamizy ciałach innych nędzarzy. Biedacy i nędzarze głodują, sypiają na ulicy, w zaułkach albo jak mają pół pensa, w tzw noclegowniach, na siedząco rzędem, jak na statku powiązani łańcuchem żeby nie pospadali z ław śpiąc. Tak jak i inni nędzarze, bohater i jego paczka robi wszystko by przeżyć, wyciąga trupy z Tamizy, przeszukuje je w nadziei znalezienia szylinga, przeszukuje kanały i rynsztoki. Temat świetny, tylko że nie do końca w tym kpiarskim i ironicznym ujęciu. Język który pasował doskonale do baśniowego Świata Dysku zgrzyta straszliwie przy realistycznym Londynie XIX wieku, z epoki królowej wiktorii i powszechnej nędzy.
Na końcu powieści, (uwaga spoiler!) nasz bohater ze swoją żoną spotyka młodą królową Wiktorię i zaczyna pracę dla rządu jej królewskiej mości korzystając ze swoich wrodzonych talentów. Czy wam to czegoś nie przypomina? Ależ oczywiście Sherlocku, toż to ukłon w stronę ‚Trzech Muszkieterów’ Dumas’a i końca tej kanonicznej powieści przygodowej.
Nie ukrywam przeczytałem jednak ze spora przyjemnością. Godna polecenia powieść każdemu lubiącego przygodową prozę. Nie jest to bowiem jak utrzymuje wydawnictwo w swoich folderach ani proza fantastyczna ani fantasy, to jest klasyczna aż do bólu, powieść przygodowa właśnie. I dobrze. Na koniec muszę pochwalić wydanie Rebis – jak powinny być wydane wszystkie powieści Terry Pratchett’a, a zwłaszcza cały Świat Dysku, do tej pory wydawany na papierze wręcz makulaturowym. Piękna twarda oprawa, dobry papier.
Akira.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.