Wydana w 2008 roku powieśc Myto Ogarów , w Polsce tok później, w roku 2009 to juz ósma powieść w ‚Malazańskiej Księdze Poległych’, gigantycznym zarówno objętością powieści jak i rozmachem stworzonego świata cyklu Stevena Eriksona. Po siódmej części cyklu czytaj przeze mnie na przełomie ostatniej jesieni i zimy zdążyłem się już nieco stęsknić za tym oryginalnym, skomplikowanym światem i zaludniającymi go najbardziej zwariowanymi gatunkami i rasami, postaciami, bogami, demonami, ascendentami i innymi, pochodzącymi także i z innych światów bohaterami. Przez tak długą przerwę kompletnie niestety zapomniałem sporą część wydarzeń w tym przeogromnym świecie, szczególnie mgliste są dla mnie powieści środkowe, i z ręką na sercu należało je sobie przed Mytem Ogarów przypomnieć…
Nie przypomniałem, bo w międzyczasie zacząłem relaksacyjnie i niezobowiązująco czytać cały cykl od zupełnego od początku, czyli od Ogrodów Ksieżyca, tyle ze przedarłem się w tej retrospekcji na razie przez pierwsze trzy powieści, wiec tak czy kwak ‚Myto ogarów’ czyli ósmą chronologicznie powieść cyklu zasiadłem czytać mając na świeżo przeczytane i przypomniane pierwsze tomy i posiadając delikatnie mówiąc ‚sporą niepewność’ co do losów bohaterów pomiędzy tymi tomami, tj pierwszymi a aktualnie czytanym ósmym. Ta trudna czytelniczo sytuacja ta pozwoliła mi co pozwoliło przekonać się się jak smakuje powieść wyrwana w pewien sposób z kontekstu, czytana pojedynczo, jako oddzielna samotna powieść. Nie było to łatwe doświadczenie, o czym się szybko, bo już w pierwszych rozdziałach, przekonałem, zastanawiając się usilnie skąd ja znam postaci, w którym tomie ew występowały, w której z poprzednich powieści i co się właściwie z całym tym Uniwersum działo. Z rozdziału na rozdział rósł chaos w mojej głowie, coraz bardziej mieszało mi się wszystko, coraz bardziej rosła panika, że ja przecież z tego raz nic nie pamiętam, dwa, w efekcie nic z zachodzących wydarzeń nie rozumiem…
Ku mojemu początkowemu zadowoleniu, ba zachwytowi wracamy do Darudzystanu, czyli miasta od którego rozpoczynaliśmy przygody w świecie Malazu, wolnego miasta rządzonego przez arystokrację i ukrywającą się gildię czarodziejów, zamieszkanego przez moja ulubioną postać całej sagi – niepozornego na pierwszy rzut oka, skrywającego się pod postacią nieszkodliwego, śmiesznego wręcz grubaska Kruppe’go. Miasta Kruppego i starożytnego bóstwa K’rula, Murilla i reszty znanej nam z początkowych powieści cyklu malazanskiego wesołej załogi. No i właściwie tego zachwytu na tym koniec, bo potem było już tylko pod górkę… Jak zwykle szokuje rozmach. Podchodząc do powieści z cyklu malaząńskiego po rocznej przerwie uderza ten rozmach niczym obuchem po łbie. Podobają mi się utkane w powieści niczym rodzynki w cieście smakowite pomysły, choćby pomieszanie fantasy i sf. Uwielbiałem takie rodzyneczki choćby w komputerowej rpg WIZARDRY, właśnie takie wymieszanie świata fantasy z patentami SF/ancient aliens – mamy tu więc w scenografii zdecyudowanie fantasy ruiny technologicznej, zapomniane od tysiącleci machiny latąjace a nawet podróże statkami między Światami :D Ale mi się to spodobało. Do wielu ras, kontynentów, niesamowicie bogatego panteonu, ascendentów i bohaterów doszły w powieści ósmej ku mojemu zadowoleniu… armie umarlaków, zmumifikowanych i wysuszonych living dead’ów, nie powiem, jako wielbiciel klasycznego horroru oraz gorę, pomysł mi się spodobał.
Ósma powiesc cyklu na pocatku wraca wydarzeniami i jak i boahterami do powiesci pierwszej Orgroów Ksieżyca, która akurat chwilę wczesniej sobie przypomniałem, akcja wraca do dArudzystanu, spotykamy ponownie bohaterów z Ogrodów m in moją ulubioną postać całej sagi – Kruppego :-) Ale nie tylko, do mieszkajacych spokojnie, a przynajmniej tak by mozna bylo sądzić, emerytoanych? zolneirzy malazańskiej piechoty morskiej zamieszkujacych Dardzystan po wydarzeniach z tomów…. Wykałaczki, Nerwusika. Mamy prowadzona przez nich gospode Krulla. Poczatek powiesci grzeje ciepłe powrotu do znanych pielszy, miejsc i lubianych postaci, jest jak powrót do dawno nieodwiedzanych , wytęskonionych miejsc. bardzo mi się to spodobalo…
Potem nie jest już niestety tak przyjemnie a długa przerwa od czytania poprzednich tomów daje o sobie znać. Jak w poprzednich tomach przeprlata siętu multum watków, z których autor tka materię powieści, nie pomagało mi poznawac Myto Ogarów to o części z postaci i wydarzen tymczasem kompletnie zapomniałem, a takzę co gorsza o wydarzeniach opisanych w środkowych tomach. Wracamy tu znów do wydarzeń z tomów V VI i VII,
Co mnie zaskoczyło, zmienił się nieco styl i język jakim Myto Ogarów jest napisane. To pierwsza powieść w długim cyklu gdzie to tak widac, graniczna wręcz. Nie zawsze mi sięto poodbało. Nie spodobało mi się kończenie rozdziałów maniera bajarza i skok w inne rejony „spójrzmy tymczasem co dzieje się…”, pojawiła się bardzo wyrażna metanarracja i dużo wyraźniej zarysowana osoba wszechwiedząceg narratora. Lepiej czytało mi się poprzednie tomy, pisane bez tej, denerwującej mnie, maniery.
Tak jak poprzednie powieści jest to fantasy, o ile zgodzimy sie ze to jeszcze miesci sie w tej ciasnej szufladce, wsktroś nowoczesne i ze wszystkich stron wychodzace poza sztancę i klisze tego gatunku. Fantasy wypelnione spiskami, walka sluzb specjalnych, agentami, skrytobojstwami i przypadkowymi wypadkami, przewrotami, czystkami w armii, a nawet dysydentami i skazanymi na gulag historykami, ktorzy osmielili sięw swoich pracach napisac ‚niepoprawną ‚ politycznie wersję wydażen ;-) O takie to wlasnie ‚fantasy. ;) czyli na wskros nowoczesna, pelnach rozmachu powiesc o mechanizmach wladzy, w szatkach opowiesc awanturniczej i przygodowej.
Powieść ma smutną, ponurą i mocno jesienną aurę, pogłębiającą się jeszcze z rozdziału na rozdział, przez atak skrytobujców gildii na gospodę k’rulla zamieszkanąprzez emerytowanych podpalaczy mostów, śmierć Młotka i drizynnego czarodzieja aż po (uwaga spoiler) śmierć Anomandera Rake’ą i jego ponury pogrzeb w Darudzystanie… Obserwując te ponure wydarzenia, nasi bohaterowie zupełnie updaja na duchu, a czytelnik wraz z nimi. Najbardziej zabrakło tego co pozwalało jakoś przebrnąć przez tą coraz bardziej ponurą fabułę – dowcipnych dialogów i perypetii podpalaczy mostów, obiboków czubków i wiarusów z Malazańskiej Piechoty Morskiej. Odarta z reszty humoru powieśc jest jak dla mnie zbyt przybijająca by się jej lektura podczas czytania cieszyć. Dobrnąłem do jej końca, by stwierdzić że z zamysłu autora na ‚Myto Ogarów’ niczego nie rozumiem. Mam natomiast smutne przeczucie że następne tomy będą jeszcze bardziej smutne i ponure, a wydarzenia w tym Uniwersum będą zmierzały w kierunku mocno pesymistycznego i końca… Tzw. Happy Endu się zupełnie po tomie ósmym już nie spodziewam, co doskonale komponuje się z mrocznym i okrutnym realizmem, jaki co rusz wychyla się zza przyjętego przez autora sztafażu fantasy.
ps. korekta się robi ;) nie czytać ;)
greetings to zenial & blz.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.