Napisana w 1998 roku a wydana na naszym rynku czytelniczym przez REBIS w roku 2000 ‚Darwinia’ spodobała mi się od pierwszego wejrzenia, a raczej od pierwszej strony. W największym skrócie Darwinia jest książką stanowiącą skrzyżowanie klasycznej powieści przygodowej ze sporą dozą tzw. historii alternatywnej. Książką o dwudziestym wieku, ale takim którego nie było. Cały XX wiek jaki znamy w tej powieści nawet nie zaistniał. Mamy za to przyjemny ciepły, konserwatywnie urządzony świat, w statkach wędrujących powoli po Atlantyku pali się pod kotłami, radio to wynalazek wciąż nowy i obarczony sporą dozą podejrzliwości, podróże między kontynentami trwają tygodniami i miesiącami… Świat pełen pozytywistycznej wiary w w naukę, która nie zdążyła jeszcze wyprodukować przez cały XX wieki milionów ofiar i rozwój społeczny, który także nie kojarzy się jeszcze ze społeczną inżynierią, poprawnością polityczną i całym tym neo-totalitarnym bagnem o którym pisał Kurt Vonnegut w opowiadaniu ‚Witajcie w Małpiarni’, podsumowując XX wieczne pomysły społeczne i ich efekty. Jest za to świat protestanckiej etyki ciężkiej pracy i oszczędzania.
Powieść rozpoczyna się w Bostonie w macu 1912 roku. Pewnej nocy pojawia się wielka łuna widoczna z tereny północnych Stanów, porównywana z gigantyczna łuną polarną i jednocześnie urywa się jakakolwiek łączność z Europą… Milkną rozgłośnie radiowe, telegrafy, nie ma łączność ze statkami na morzach po tamtej stronie półkuli, nie nadchodzą także sygnały SOS, nic. Europa znika z eteru, nie ma po niej jakiegokolwiek śladu. Milczy kabel transatlantycki, milkną europejskie rozgłośnie radiowe. Nie odzywają się też wielkie transatlantyki przebywające na wodach drugiej strony Ziemi.
Pierwszy do Europy dostaje się liniowiec Oregon płynący do Liverpoolu. Dopływając do Anglii w wodzie morskiej podróżujący nim ludzie zauważają niespotykane stwory morskie, przerośnięte i prehistoryczne. Po zawinięciu do zatoki Cork kapitan widzi z przerażeniem, że tam gdzie powinno być tętniące życiem portowe miasto, doki i pełne straganów uliczki nie ma nic, nawet jego ruin. W miejscu miasta rośnie pełen wysokich gigantycznych drzew prehistoryczny las. Jeszcze bardziej nie dowierzają temu widokowi płynący statkiem pasażerowie, którzy po dopłynięciu do celu nie znajdują rodzinnego miasta, w którym mogli by wysiąść i wrócić do swoich domów i pozostawionych w nich rodzin. Wszystko to zniknęło. Kapitan Davies decyduje że następnego dnia rano z łodzi szalupą wyruszy kilkuosobowy rekonesans w poszukiwaniu węgla, by statek mógł wrócić z powrotem do portu macierzystego. Oregon napotkał następny problem, w ładowni nie ma wystarczającej ilości węgla na powrót do Bostonu. Z depesz od innych statków dopływających do Europy w innych miejscach wyłania się obraz gigantycznej katastrofy – zniknęło wszystko od Kairu na północ, zamiast tętniącej życiem Europy jest Nowy Świat, pełen prehistorycznych nieznanych przyrodnikom zwierząt i dziwacznych roślin.
Zniknięcie Europy i przerwanie kontaktów handlowych wywołuje w Stanach krach na giełdzie a następnie długotrwały kryzys, bezrobocie i zamieszki. Trwają dyskusje czy jest to cud czy interwencja nieznanej ludzkości kosmicznej siły. Przyjmuje się tez nowa nazwa dla starego kontynentu – Darwinia. Dawna Europa staje się mekką naukowców, botaników i przyrodników, zafascynowanych jej dzikim, prehistorycznym życiem. Tymczasem w Stanach w snach objawiają się ludziom obce istoty, podające się za bogów, głoszący że oprócz Ziemi istnieją także inne światy a także inne wszechświaty. Jakby tego nie było dość, świat Darwinii i aktualnej wersji rzeczywistości bez europy zaczynają się przenikać z tą która zniknęła, czyli światem Europy obu wojen światowych jakie się przez nią przetoczyły, zniszczeń i bombardowań. Jeden z bohaterów powieści zaczyna mieć obsesję że ginie trafiony torpedą na morzu z niemieckiego okrętu podwodnego podczas wielkiej europejskiej wojny. W 1920 roku wyrusza do europy ODENSE, statek badawczy z ekipą naukowców, przyrodników i dziennikarzy oraz fotografem będącym jednym z głównych postaci w powieści, mający za zadanie zbadać co zostało z południowej Europy. Odense cumuje w bagnistej delcie Tamizy niedaleko resztek upadającego Londynu, który ocalał z katastrofy jako jedyne miasto Europejskie i pełni rolę pełnej spelunek i sklepów z bronią ostatniego przystanku przed Darwinią. Gulford Law staranie pilnuje wyładunku swojego sprzętu fotograficznego, szklanych srebrzonych płyt, wielkich paratów i naczyń z odczynnikami. PO drugiej stronie kanału La Manche istnieje juz tylko sypiąca się pełna mętów pograniczna mieścina Jaffersonville a dalej nieznany świat…
Podróżnicy płyną barkami, potem idą, walczą o przetrwanie w nieznanym im środowisku. W środku dawnej europy odkrywają… zbudowane z wielkich głazów wyglądające jak miasta w Ameryce Łacińskiej prehistoryczne ruiny. Zastaje ich w nich wcześniejsza zima, postanawiają w jego okolicy przezimować przed próba powrotu do cywilizacji. Zakładają zagrody ze zwierzętami, zbierają żywność. Czy to czegoś nam nie przypomina? Ależ oczywiście, Watsonie, przypomina. Choćby ‚Tajemnicza Wyspę’ Julisza Verne’a i gospodarne krzątanie się rozbitków na wyspie, budujących sobie dom, a potem farmę i całe gospodarstwo, w powieści Verne’a by doczekać do ratunku na wyspie, tu by doczekać do wiosny i przetrwać mrozy.
Powieść napiasana jest jak wypada na porze opowiadającą o spokojnych i wolnych czasach przełom XIX i XX wieku, Spokojnie, z umiarem, bez nowomodnych szaleństw jakich pełno we współczesnej prozie. Mogłaby równie dobrze być stworzona za czasów Conan-Doyla, Vernea i Wellsa, tak dobra jest stylizacja na pozytywistyczną prozę. Czytając Darwinię zapominałem że mam do czynienia ze współczesną powieścią, tak doskonale oddaje ona ducha i dopasowuje się stylistycznie do książek z epoki o której traktuje. Brakuje jej nieco lekkości pióra i pełnego dobroci, sympatycznego humoru jaką cechuje proza takich mistrzów powieści przygodowej mistrzów jak Rafaela Sabatiniego, Juliusza Verne’a, Conan Doyle’a czy Roberta Louisa Stevensona, powieść Wilsona napisana jest trochę zbyt poważnym tonem, ale nie jest wada wykluczająca czerpanie przyjemności z lektury.
Książka nie do ominięcia przez czytelników kochających XIX prozę przygodową i wczesną klasyczną fantastykę. Nie jest to gigantyczne arcydzieło na miarę ‚Zaginionego Świata’ Artura Conan-Doyle’a, ale poznać książkę warto.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.