Pierwsza powieść z Trylogii Ryfterów o tytule Rozgwiazda kończy się jądrową hekatombą i śmiercią milionów ludzi na zachodnim wybrzeżu. W pierwszym tomie opiekujący się geotermalnymi instalacjami w ryfcie Juan de Fuca, nurkując w kominach geotermalnych przenieśli biologiczne zagrożenie najpierw na stację a potem wydostało się ono dalej, na powierzchnię, grożąc wyginięciem znanego życia opartym o konkurencyjne rna. Dla obrony poświęcono sprzęt wartości miliardów dolarów, główne źródło energii dla zachodnich stanów i wiele milionów ludzkich istnieć które zabija wielka fala i trzęsienia ziemi.
Czy wam to czegoś nie przypomina? Ano przypomina styl japońskich anime, gdzie także masowo wybuchają ładunki jądrowe, a na koniec filmu na miastem, choćby Neo Tokyo rożnie wielka łuna. To jest ten styl pełnego epickiego rozmachu i dramatu narracji właściwiej dla japońskiego anime. Także zcyborgizowani, pełni wszczepów i neurochirurgicznych wszczepów ludzie mieszczą się w tej estetyce jak i obecna w książce silna część cyberpunkowa.
Wydany w 2001 roku Wir, kontynuuje wątki z wydanej w 1999 roku Rozgwiazdy zmierzając jednocześnie z twardej fantastyki naukowej w kierunku ciemnego ponurego cyberpunku. Wybuch w podmorskiej głębi przezywa Lennie Clark, której udaje się wydostać na brzeg oraz tajemniczy Ryfter do którego reszta nie mogła się odstroić podejrzewając że jest jeszcze bardziej maszyną jeszcze i mniej człowiekiem niż oni, Ken Lubin. Zdecydowanie przyspieszyło w porównaniu o Rozgwiazdy tempo narracji.
Lennie Clark wychodzi z Pacyfiku się na plaży w zachodniej części lądu i ukrywa się między milionami uchodźców koczujących na plażach. Zaczyna rosnąć o niej Legenda, żyjący na wybrzeżu pochodzący z całego świata uchodźcy zaczynają opowiadać przy ogniskach a potem snuć legendy o potrafiącej oddychać w wodzie, odzianą w czarną sztuczną skórę syrenie, który wyszła z oceanu i chodzi wśród nich. Hinduscy uchodźcy biorą Lennie Clark za awatara… bogini Kali. Lenni Cark tymczasem jest nosicielką przetrwałej w kominach ryftowych prastarej formy życia które może położyć kres ich życiu i spowodować hekatombę..
Tymczasem na powierzchni wybucha skandal. Ujawniony zostaje fakt że do programu tworzenia ryfterów Grid Authority wybierała kazirodztwa, weteranów wojennych i osoby z innymi zaburzeniami. Wybucha wielka moda ‚na ryfterów’, ludzie zaczynają przebierać się w czarne kombinezony i nosić mleczne nakładki na oczach. Zaraz w odpowiedzi, w doskonałym wręcz momencie wybucha epidemia w tzw. Pasie i ludzie zapominają tym temacie, zajęci sprytnie podsuniętym nowym zagrożeniem.
Jest tu kontynuowana pewna niejasność, która pojawiła się w pierwszym tomie trylogii. Zaatakowani zostali sami ryfterzy, by ich powstrzymać zdecydowano się odpalić ładunek nuklearny na dnia oceanu i pozwolić by fala zabiła miliony ludzi na wybrzeżu. tymczasem w jedynce pojawia się wątek że prehistoryczne RNA przenieśli na powierzchnię i na ląd sami budowniczy głębinowego habitatu i stąd zdarzające się katastrofy w przeróżnych miejscach zachodniego wybrzeża, wybuchające tam gdzie pojawił się ślad tego kodu rna. W ‚Wirze’ jednak głównym zagrożeniem jest ocalała Lennie Clark, mimo że wirusa znajduje się u inżynierów morskich i marynarzy, to na jej odszukanie idą wszelkie siły i zasoby systemu.
W drugim tomie rozjaśnia się nieco sprawa poparcia prehistorycznego rna przez inteligentne Żele, którym pod koniec Rozgwiazdy powierzono kody do broni i pozwolono decydować o obronie a które wybrały stronę prehistorycznego rna. Naukowcy Grid Authority, korporacji zajmującej się badaniem głębin i czerpaniem z niej energii dochodzą do wniosku że Żele wybrały kod prostszy, uznając jego estetykę,ten pochodzący z głębin a nie kod ich stworzycieli ludzi. Na ślad tego intuicyjnie wpada naukowiec korporacji Yves Scanlon, jeszcze w pierwszym tomie trylogii rozmawiając Żelem i pytając go czy wolałby grę w szachy czy warcaby. Ten po zastanowieniu odpowiada że preferowałby warcaby. Przysłuchujący się tej wymianie zdań między naukowce a A.I. nie rozumieją że na podobnej zasadzie osobistych preferencji czegoś o prostszych zasadach nad czymś o bardziej złożonych zasadach, Sztuczne Inteligencje którym ludzie powierzyli dużą cześć decyzji a pod koniec Rozgwiazdy i klucze do broni jądrowej, wybiorą stronę prehistorycznego, prostszego RNA.
Wirus zaczyna się rozchodzić poza Pasem. Można śledzić jego drogę przez nieco podniesioną temperaturę gleby gdzie jest obecny. Drugim etapem jego rozpowszechnienia jest widoczny wśród ludzi głód mimo zjadania tej samej a nawet większej ilości pożywienia. Obecne w ciele ludzkim prehistoryczne RNA zabiera z niego całą siarkę i inne składniki, niezależnie od ilości przyjętego pożywienia. W ślad za nim idzie dokonywane przez rząd i korporację czyszczenie i niby przypadkowe katastrofy i pożary, którego ofiarami pada miliony ludzi. Czyszczony jest także non stop przepływ informacji, na wiele haseł nie ma już odpowiedzi, wiadomo tylko że niektóre części kraju zostały odcięte przez ‚wstrząsy wtórne’ i dlatego nie ma z nimi komunikacji.
W ‚Wirze’ więcej jest takich smaczków. Z bibliotek i wypożyczalni sieciowych usuwane są stare książki, wszystkie których ktoś nie korzystał idą do kosza i cały Wir i jego archiwa są z nich regularnie czyszczona. Wytłumaczeniem jest oczywiście stara śpiewka o… braku miejsca na przechowywanie starych, wg oficjalnych statystyk i tak nie czytanych książek ;-)) Słowa te padają gdy Achilles Desjardnis szuka w sieci, przepraszam w wirze starej pracy o klimacie, która także została już poddana czyszczeniu. Peter Watts jest następnym pisarzem w długiej kolejce zaczynającej się od Fahrenheita 451 uważającej że system będzie musiał w końcu rozprawić się z literaturą, głównie literaturą SF, która dzięki opinii eskapistycznej bajki, jak za czasów socrealizmu stała się miejscem gdzie można pisać wiele prawd zbyt bolesnych dla literatury głównego nurtu już nie mówiąc o publicystyce.
Wir, drugą część trylogii ryfterów czytało mi się ciężej niż część pierwsza Rozgwiazdę, mimo że już przy Rozgwieździe narzekałem sobie na mało przejrzystą i chaotyczną prozę. Powieść z eleganckiego pociągu twarde SF a przesiadła się w dwójce do pociągu Cyberpunk no i jest cyberpunkowo, brudno, technicznie, a na dodatek bezlitośnie jeśli chodzi o społeczny, socjologiczny opis świata Wiru i poniekąd naszej wyglądającej już zza horyzontu rzeczywistości. Doskwierają braki warsztatowe, rusycyzmy w tłumaczeniach, niepotrzebne rzucanie tzw. mięsem w dialogach, które, choć ograniczone w stosunku do tomu pierwszego wciąż występuje. podobnie jak w Rozgwieździe jest to kompletnie nie pasujący do fabuły środek wyrazu.
Świat Wiru to rzeczywistość w której non stop czyści się sieć z istotnych informacji, napychając ją bezmyślną papką dla zidiociałych odbiorców, koncerny farmaceutyczne tworzą substancję mające przyczynić się do rodzenia w przyszłości jak największej ilości uszkodzonych a więc wydających więcej środków na leczenie ludzi, do wszelkiego jedzenia dodawane są antydepresanty i leki mające ubezwłasnowolnić ludzi. Wszelka niewygodna informacja jest natychmiast niszczona. Tą warstwę książki, opisującą co tu dużo ukrywać świat stojący już na naszym progu, cenię najbardziej. Literacko Wir jest słaby. Ot, poprawnie, miejscami słabo, czasami nieco lepiej napisana powieść cyberpunk. Ale w warstwie naukowej oraz społecznej, opisu i analizy post_nowoczesnej, nadchodzącej rzeczywistości Peter Watts jest wielki. Pod koniec czytania Wiru przypomniał mi ‚Limes Inferior’, tyle że ‚Limes Inferior’ początku XXI wieku, podobnie jak profetyczna powieść Janusza Zajdla kilka dekad wcześniej, Wir trafnie punktuję rysujący się na horyzoncie świat.
Tytuł: Wir
Autor: Peter Watts
wydawnictwo: Ars Machina
data wydania: 2011
ISBN: 978-839-3231-928
stron: 392
oprawa: miękka.
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.