Kopalnie Króla Salomona to bezsprzecznie miara z Sevres i żelazny kanon powieści przygodowej.
Książka wydana po raz pierwszy w Anglii w roku 1885 roku swoje pierwszy wydanie w Polsce miała bardzo późno, bo dopiero w latach 80″ XX wieku, co w porównaniu z Juliszem Verne’m czy takimi mistrzami powieści przygodowej jak Robert Louis Stevenson, Mark Twain czy Rafael Sabatini stale wychodzącymi w pięknych wydaniach w poprzednich dekadach jest dla mnie mało zrozumiałe. Data pierwszego oryginalnego wydania Kopalni Krola Salomona, czyli 1885 rok to zaledwie dwa lata po ukazaniu się głośnej Wyspy Skarbów Luisa Stevensona, której pierwsze wydanie ukazało się w Londynie w 1883 roku.
Powieść powstała na fali wielkiej fascynacji Anglików i szerzej XIX-wiecznej Europy Afryką i wyprawami badaczy i podróżników w głąb Czarnego Lądu. Zresztą były to czasy Imperium, nad którym, jak mawiają po dziś dzień Anglicy, słońce nigdy nie zachodzi, poddani królowej Wiktorii po podbiciu i zasiedleniu Australii, Kanady, dużej części Azji zainteresowali się zasobami i bogactwami Czarnego Lądu. Nie tylko zresztą oni, do wyścigu i Afrykę przystąpiły także pozostałe europejskie mocarstwa.
Obie te kanoniczne dla powieści przygodowej książki stworzyły dwa nurty powieści jak i kina przygodowego. ‚Wyspa skarbów’ to protoplasta powieści przygodowo-marynistycznej, historii z piratami, wyspami pełnymi ukrytych skarbów i tajemniczych znaków prowadzących do nich… Po kanonicznej dla tego gatunku ‚Wyspie Skarbów’ wychodzi jej dalszy ciąg ‚Złoto z Porto Bello’, które osobiście uwielbiam a potem dziesiątki innych książek a potem w XX wieku filmów o piratach inspirowanych dziełem Stevensona. Na tym wzorcu i archetypie oparło się także sporo gier komputerowych choćby kanonicznej gry przygodowej na IBM PC ‚Secret of The Monkey Island’ wydanej na przełomie lat 80 i 90. Powieść H.R.Haggarda – ‚Kopalnie Króla Salomona’ to zaś protoplasta nurtu ‚archeologicznego’ w powieści przygodowej, nurtu pełnego starych zagubionych cywilizacji i pozostawionych przez nie artefaktów. Bez niej ciężko sobie wyobrazić zarówno filmowego Indianę Jonesa choćby w poszukiwaczach Zaginionej Arki, jak i przygodową grę na IBM PC – Indiana Jones and Fate of Atlantis. Bohater stworzony przez H. Ridera Haggarda, Allan Quatermain to jeden z pierwszych bohaterów przygodowych rozgrzewających masową wyobraźnię, protoplasta Indiany Jonesa czy późniejszego o dwie dekady Bibliotekarza (The Librarian) czy wielu bohaterów świata gier komputerowych jak Nathan Drake choćby.
Powieść stała się literackim archetypem powieści przygodowej dla całego świata XX wiecznej kultury masowej, była także sama w sobie wielokrotnie filmowana stając się wzorcem filmowym filmu przygodowego. W 1985 roku weszła na ekrany genialna, pełna humoru i niesamowitej atmosfery ekranizacja z Richardem Chamberlainem i Sharon Stone. Ekranizacja niedościgniona i stanowiąca kanon i wzór doskonale zrealizowane filmu przygodowego po dziś dzień. Do inspiracji zarówno książką Haggarda jak i filmem Kopanie króla Salomona przyznaje się cała rzesza filmowców, zarówno takie sławy Kina Nowej Przygody jak Spielberg i Lucas jak i współczesna seria Bibliotekarz, której nomen omen jedna część także dotyczyła Kopalni Króla Salomona. W efekcie zignorowania tego filmu przez TVP i polskich wydawców i dystrybutorów VHS/DVD mało kto widział za to drugą część filmowych przygód Alana Quatermain’a granego przez Richarda Chamberlaina oraz oczywiście także młodziutką Sharon Stone.
Nowego wydania Kopalni nie było na naszym rynku dobre 30 lat, z tym większa radością przywitałem wznowienie. Zamówiłem je wysyłkowo by dołożyć je do posiadanego egzemplarza powieści w klasycznej, każdemu czytelnikowi edycji Wydawnictwa Śląsk. Po otworzeniu paczki i obejrzeniu nowego wydania mina mi jednak nieco zrzedła. A już zupełnie i do końca mi zrzedła po rozpoczęciu czytania. Coś mi się nie zgadzało. Drewniany język, dziwna ta proza, jak po paru stronach stwierdziłem, zupełnie inna niż pamiętam. W wydaniu z lat 80″ Kopalni… proza Haggarda wręcz płynie, czyta się lekko i dobrze. Zdenerwowany się gnałem na półkę i zdjąłem wydanie starsze. Porównałem. No tak. To zupełnie nie jest to samo. Tłumaczenie Jerzy Łoziński. Do dziś na scenie Sf/Fantasy na ten dźwięk każdy ma w pamięci potworne tłumaczenie Władcy Pierścieni, kompletnie niejadalne. Czemuż ja nie sprawdziłem tłumaczenia, przyjąłem za pewnik że jest to wznowienie ale z tym samym tłumaczeniem co w wydaniu z lat 80″. Tymczasem kładzie ono cała powieść na łopatki, czyniąc z niej niejadalną i ciężką do strawienia nudę. Gdybym nie znał poprzedniego kląłbym Haggarda niczym świat stoi. Trzeba sobie szczerze powiedzieć, odkładając na bok reklamowe napisy na okładce książki, to nie jest dobre tłumaczenie. Psuje rytm powieści i jej tempo. Powieść którą w starszym tłumaczeniu się połyka i czyta jednym tchem staje się wolniejsza, wyboista i traci na przejrzystości.
Dla osób kóre jakimś cudem Kopalni Krola Salomona nie czytały, krótkie przypomnienie:
Rzecz dzieje się na południu Afryki, rozpoczyna na statku płynącym do Durbanu. Poszukiwacz przygód i podróżnik Alan Quatermain spotyka na statku kapitana Gooda i Sir Henry’ego, którzy na wiesz ze spotkali sławnego podróżnika i myśliwego wyraźnie się ożywiają. Zdradzają że szukają wieści o losie Harry Nevilla. Zdradza im ze młodszy brat Sir Henry’ego udał się w kierunku mitycznych kopalni króla Salomona. Troja anglików dochodzi do porozumienia i postanawiają razem wyruszyć na poszukiwanie zaginionego i samych kopalń z mapy narysowanej przez starego portugalskiego podróżnika kilkaset lat wcześniej. W głąb Afryki wyruszają na wielkim wozie zaprzężonym w woły, zabierając ze sobą zapasy, broń, woda, lekarstwa. Wyprawa rusza pod koniec stycznia z Durbanu. Do oddalonego o 1000 mil kraalu Sitandy dociera dopiero kilka miesięcy później, w połowie maja. Ostatnie 300 mil pieszo, woły bowiem zaczęły padać i wraz z wozami i częścią pomocników zostały zostawione w misji do odebrania w drodze powrotnej. Następuję mrożąca przeprawa przez pustynie, po jej przebyciu podróżnicy odkrywają niedostępna, zapomnianą krainę…
Książkę w nowym tłumaczeniu udało mi się przeczytać ale skłamałbym pisząc, że dostarczyło mi ono wiele radości. Starsze wydanie lepiej oddaje ducha powieści i nie siląc się na wysoki język, czyta się lepiej a przy okazji oddaje ducha epoki, wtedy nie obowiązywała poprawność polityczna i tak jak w starym tłumaczeniu używało się choćby słowa Negr, którego w nowej edycji zgodnie z duchem czasów i polityczną poprawnością już nie ma.
Wydanie nowe dokładam do kolekcji z mieszanymi odczuciami, bardziej z wartości dokumentalnej niż dla przyjemności czytania, która w tym tłumaczeni jest niestety dużo mniejsza i z uwagą że do czytania dla przyjemności a nie badawczo-recenzyjnego zdecydowanie polecam wydanie wcześniejsze. Czekam wciąż na reedycje tegoż tłumaczenia, na dobrym porządnym białym a nie malukaturowym papierze, z rycinami i rysunkami, których wznowienie aktualne jest zupełnie pozbawione. Tej książce z racji jej duchowej wielkości, sławy i wpływu na kulturę masową, zarówno film i powieść przygodową należą się wydania na kredowym papierze i z przepięknymi całostronicowymi kolorowymi ilustracjami. I na takie wciąż czekam.
Wkradła Ci się „cyfrówka”: ekranizacja z Chamberlainem miała swoją premierę w 1985 r., nie w 1995 r. Ale ja nie o tym… Nie mógłbys wybrać jakiegoś reprezentatywnego akapitu i wkleić jego wszystkie trzy wersje językowe, tzn. oryginalną (pewno znajdziesz na Project Gutenberg), w starszym polskim tłumaczeniu (notabene, czyim właściwie?) i w przekładzie Łozińskiego?
Poprawiłem. Postaram się wkleić wszystkie trzy wersje samego poczatku, 2-3 pierwszych akapitów.