Początek nowego stulecia w fantasy wrył mi się w pamięć jeśli chodzi o literaturę fantasy właśnie z powodu pojawienia się niezwykle udanych powieści Stevena Eriksona Ogrody Księżyca i Bramy Domu Umarłych, chronologicznie pierwszej i drugiej części cyklu czyli Malazańskiej Księgi Poległych, cyklu który w I dekadzie wieku odniósł gigantyczny i dodajmy, w pełni zasłużony sukces. Oryginał angielski powieści wyszedł w 1999 roku, akurat na nowy wiek. Ogrody Księżyca w Polsce pojawiły się rok później, równo w 2000 r. Także dziś, po kilkunastu latach od premiery pierwsze z nimi spotkanie szokuje… Dzieło Eriksona szokuje ogromem, zarówno ogromem uniwersum, barwnym i zaludnionym przez nieschematyczne, oryginalne i frapujące rasy i gatunki, ale także niesamowicie bogatą konstrukcję mitologii ponad-naturalnej, boskiej i magicznej stworzonego przez autora świata. Już po raz kolejny czytając tą powieść, mimo obecnego na rynku nowego, innego graficznie i większego formatowo wydania, sięgnąłem po pierwszą, pochodzącą z roku 2000 starszą edycję w przekładzie Michała Jakuszewskiego.
Poznawanie dziejów Podpalaczy Mostów i świata Malazu, pustyni Raraku i innych krain w których toczy się akcja powieści nie przyszło mi od razu łatwo. Przy pierwszych podejściach do Ogrodów Księżyca przytłoczony wielkością i skomplikowaniem uniwersum, mnogością wątków i zaludniających karty powieści postaci, odbijałem się od nich niczym od gumowego muru. Pełen werwy zaczynałem czytać i po stu czy dwustu stronach utykałem poddając się. Książki tej nie da czytać się krótkimi nieuważnymi skubnięciami, częścią podzielonej na coś innego uwagi, proza jaką powieść jest napisana jest na to zbyt gęsta i hermetyczna, nieuważnie ją czytając traci się wątek po kilkudziesięciu stronach… Ogrodom Księżyca należy się solidne, uczciwe pełne uwagi wgryzienie się, w zupełnej ciszy, koncentracji i spokoju… Powieść jest tak wielowarstwowa a jej świat jest tak skomplikowany i wielki, że także za pisanie notki z refleksjami o niej zabierałem się kilka razy, za każdym razem poddając się przy probie opisu uniwersum stworzonego przez Eriksona, przytłoczony jego wielowarstwowością i ogromem. W końcu, po którymś już jej przeczytaniu stwierdziłem że w końcu spróbuje zebrać myśli i refleksję dotyczące pierwszego tomu cyklu Malazańskiego, cyklu który razem z Dworcem Perdido Chine’a Mievvile’a nadał w mojej opinii wigoru i napędu współczesnej literaturze fantasy.
Proza Stevena Eriksona to twarde, niesłychanie realistyczne w warstwie geopolitycznej i militarnej, okrutne momentami, bezkompromisowe i bardzo dorosłe fantasy… Dużo bardziej poważne nawet od powieści Glena Cooka które są moim kanonem i wzorcem z Sevres hardkorowego fantasy. Dalej zresztą Kanonem i wzorcem są, Czarna Kompania to bezsprzecznie protoplasta całego cyklu Eriksona, opowieść przecież w dużej mierze o losach żołnierzy i oficerów Malazańskiej Piechoty Morskiej a szczególnie losach oddziału Podpalaczy Mostów. Mimo że jest to tylko jeden wątek w tych niesamowicie pokomplikowanych powieściach, jest to jednak militarne fantasy, twarde do oporu, hardkorowe i bezlitosne. Są tu rzezie, czystki, masowe ludobójstwa, tortury, zabójstwa polityczne, spiski, pieczołowicie przygotowywane przewroty, wszystko to o niesie za sobą bezlitosna gra o władzę i wojna. Nie ma tu za to pustego patosu i bohaterstwa, jest za to prawdziwa pozbawiona romantycznej otoczki wojna… pełna błota, otarć, pragnienia, głodu, cierpienia i krwi. W powieściowym uniwersum działają ludzie ale nie tylko. Obecne są także starożytne istoty zaludniające świat przed ludźmi, T’Lan Imassowie, Jaghuci, Morganthowie, Baghrastowie, ale też bóstwa, ascendenty, nieumarli, inne nieludzkie humanoidalne ludy a także starzy, pierwsi , zapomniani już bogowie , marzący o powrocie do świata. A to jeszcze nie koniec, d o tego wszystkiego mamy tu coś w stylu kart tarota, tutaj nazwanego Talią Smoków, karty ascendentów, z których zaprawieni w ich czytaniu magowie odczytują przyszłe losy i ostrzeżenia, a ważną rolę w tym świecie pełni także Przypadek, wtrącający się w grę i nieoczekiwanie dla wszystkich zaburzający jej przebieg.
Przygody żołnierzy, oficerów i magów legendarnego oddziału Podpalaczy Mostów to tylko jeden z bardzo wielu wątków tego uniwersum, ale nie ukrywam z inspirowane m in Czarna Kompanią losy i perypetie sierżanta Sójeczki, Biegunka, Szybkiego Bena, Kalama, Młotka czy sierżanta Nerwusika, wraz z fragmentami powieści dotyczącymi losów Kruppego i Toca Młodszego to zdecydowanie moje ulubione fragmenty powieści. Elitarny oddział Cesarza, Podpalacze Mostów, wchodzący w skład malazańskiej Piechoty Morskiej, po przewrocie wysyłany jest do każdego gniazda os i każdego ciężkiego zadania, z jak najbardziej samobójczymi misjami i niedbale skrywaną intencją jak najszybszego wykończenia legendarnej ale w nowych warunkach politycznych niewygodnej jednostki, o czym jej żołnierze i kadra zaczynają się w końcu orientować. Po pułapce zastawionej na nich pod Pale, zdziesiątkowanych Podpalaczy czeka następna, w wielkim mieście Darudżystanie, ostatnim z Wolnych Miasta Ganebackis…
Po wielkich krainach mozna podrózować Grotami, łączącymi różne miejsca na mapie świata. Mamy tu też, nie zapominajmy o tym, oprocz ascendentów i starozytych i nowożytnych bóstw, Przypadek i jego chaotyczne działania, które potrafią zniweczyć wszystkie najlepesze nawet plany i przygotowania! Mamy tu też, a co!, zmiennoktrztałtnych zwanych tu jednopochwyconymi, inteligentne starożytne Kruki wraz z ich przywódczynią Starucha służące Odpryskowi Księżyca, mamy K’Rulla i inne starożytne bustwa pragnąca wrócić do potęgi, mamy w końcu Pannońskiego Jasnowidza zbierającego wiernych i wojowników, szykującego się do ataku na Malaz i niezalezne Wolne Miasta. A nad tym wszystkim unosi się jeszcze latające gigantyczne unoszące się wysoko nad ziemią miasto – Odprysk Księzyca zasiedlone przez potomków dawnych Tiste Andii z przywódcą Anomanderem Rake’, który także wtracą sie do losów swiata, w tomie pierwszym pomagając Wolnym Miastom bronić się przed imperium Malazańskim.
Za najwiekszą zaletę serii Malazańskiej uważam przedstawioną w nich bez żadnej taryfy ulgowej geopolityke, politykę i wojnę. Są tu masowe ofiary szturmów idące w dziesiątki tysięcy, są czystki etniczne, są czystki dotyczące specjalności i zawodów (nowa władza po dojściu do niej pozbywa się np. szlachty i zakazuje magii). Nie mogę się pozbyć wrażenia że część z pomysłów inspirowanych była historią rewolucji komunistycznej. Wzajemna wrogość służb Malazańskich to jak nic wrogość dwóch konkurencyjnych służb z tamtego okresu, wzajemne czystki także. Czystki dotyczące warstwy wykształconej przez warstwy niższe jako żywo także to przypominają… To zresztą nie jedyne podobieństwo. Po zdobyciu danej krainy Szpon, czyli służby specjalne dokonują rzezi szlachty, arystokracji i domu panującego, włącznie z najdalszymi krewnymi, by stłamsić wszelka nadzieje na odrodzenie prawowitej władzy, co jako żywo także przypomina przecież morderstwo rodziny cara i jego całej rodziny dokonane przez komunistycznych siepaczy… Zresztą takich odniesień do rzeczywistości i lekkiego nawte mrugnięcia powieką do czytelnika jest dożo więcej – np. podpalacze mostów czyli oddział specjalny piechoty morskiej przygotowując akcje w Darudzystanie, obserwując budynek i mieszkających w nim ludzi, udają ‚roboty drogowe’ naprawiając chwilę wcześniej uszkodzoną drogę ;-)
Druga wielka zaleta, choć momentami kręci się czytelnikowi w głowie z jej nadmiaru, to bogactwo wyrazistych i frapujących, pełnokrwistych postaci. W części pierwszej oprócz całości kompanii Podpalaczy Mostów, porządnego ex. szpona Toca Młodszego, moim ulubionym bohaterem jest wspaniale skonstruowana postać Kruppego, geniusza ukrywającego się pod postacią nieszkodliwego obżartucha i gaduły :-)))
Powieści Stevena Erikssona, przy swoich istniejących w nich przecież niedociągnięciach stylistycznych czy literackich i jak na mój gust zbyt gęstej i hermetycznej prozie, zdecydowanie jednak przesunęły granicę literatury fantasy i zdołały ją zredefiniować. Tutaj jest to już nie baśń, a ciężka i realistyczna proza dla zdecydowanie dorosłego czytelnika. Także samo uniwersum stworzone na potrzeby tej i i następnych powieści z cyklu uważam za jedno z największych i najciekawszych, wraz z uniwersum stworzonym przez Mieville’a na potrzeby Dworca Perdido, osiągnięć współczesnego, hardcore’owego fantasy.
Podsumowując te przydługie wywody – pierwszy czyli Ogrody Księżyca jak i i drugi tom,zatytułowany Bramy Domy Umarłych uważam za doskonałe. Trzy a właściwie nawet cztery pierwsze części cyklu to niezwykle udane i solidne powieści, a tom drugi cyklu, o wspomnianym już tytule Bramy Domu Umarłych, ten w którym mamy Sznur Psów i jego obronę wręcz za arcydzieło gatunku.
Akira/PLS.
ocena: zdecydowane 8/10. Zaopatrzyć się w tonę kawy, maszynkę do jej parzenia, koce i czytać koniecznie.
W tekście wspominasz o swoim kanonie. Czy możesz rozwinąć ten temat bardziej? Jakie książki, autorów czy też serie zaliczasz do niego? Pytam, bo z tego co widzę, przynajmniej częściowo nasze gusta się pokrywają. Tak jest chociażby jeśli chodzi o twórczość Glena Cooka czy też Karla Wagnera. Mam nadzieję trafić ten sposób na jakieś ciekawe tytuły / autorów, których jeszcze nie znam.