Walter Jon Williams – Metropolita – Magia i fantastyka…

williams - metropolitaMieszanka hard SF i fantasy? Planeta odgrodzona od reszty wszechświata kopułą a pod nią miasta pełne techniki ale i magów bojowych? Jak się okazuje jest to możliwe. Także z powodu tego szokującego połączenia powieść zrobiła sporo zamieszania w drugiej połowie lat 90, potem zeszła właściwie z popularnością do podziemia. Niesłusznie, ale jest to poniekąd zrozumiałe – autor swoimi pomysłami i wizją przyszłości, także tymi z Okablowanych czy ze Stacji Aniołów a już najbardziej w Aristoi, także przecież pochodzącymi z początków lat 90″ mocno wyprzedził epokę w której ta fantastyka pojawiła się na rynku. W efekcie tego były one czytane, dyskutowane i rozumiane przez niewielką garstkę najbardziej hardcore’owych fanów twardej i trudnej literatury SF. Także dziś, po dwóch dekadach z okładem jakie minęły od napisania tych książek, jest to wciąż fantastyka nowoczesna i inspirująca. Wielu fanów fantastyki naukowej wśród powieści Waltera Williamsa najbardziej ceni powieść Aristoi, ja sam przez ten czas wielokrotnie i najchętniej wracałem do wspomnianej już wyżej Stacji Aniołów, ale ciekawa konstrukcja świata w Metropolicie i jej sequelu także warte są poznania.

Pierwsze zdania i akapity kreślą kolorowy, pełen latających gigantycznych neonów świat powieści. Świat wielobarwnych reklam unoszących się wysoko w powietrzu, świateł i metropolii rodem z początkowych scen Blade Runnra… Mamy tu kolorowy świat różnych ras, rożnych religii, high-endowej techniki. Mamy urzędy i żelazne kolejki, urzędy i pocztę pneumatyczną, ale mamy też magię, czarodziejów i ich wieże a także co mi się bardzo spodobało istoty bezcielesne żyjące w samej plazmie i jej strumieniach…. Powieściowe uniwersum Metropolity to planeta mega-miasto odcięta od reszty wszechświata Kloszem, o którego budowniczych i celu zbudowania kopuły mieszkańcy dzisiejszej metropolii nic już nie pamiętają, posiłkując się w zamian najdziwaczniejszymi legendami i mitami… Ciekawy pomysł stosowany w sf co jakiś czas, ostatnio choćby w Kwarantannie Grega Egana, gdzie odcina bariera od reszty wszechświata się już nie planetę a cały układ słoneczny, tyle że tutaj, przynajmniej w pierwszym tomie dylogii niewiele z tej kopuły ciekawego pomysłu wynika… Podobnie niewiele wynikło z rasy delfinów z którą rozmawia Constantine, jest ciekawe zagajanie, zupełnie potem niekontynuowane, a przynajmniej nie kontynuowane w Metropolicie

Pod względem uniwersum Metropolita nieco podobny jest do innej głośnej powieści ostatnich lat – Dworca Perdido, choć od razu z uwagą że jest dużo mniej efektowny i nie tak rozpasany :-) Ale także otrzymujemy steam-punkowy swiat, współistniejąca z nauką magię, w przypadku Metropolity magię napędzaną przez wydobywaną spod ziemi energię tzw. plazmę, bitwy magów ale i koleje, baterie i generatory a także unoszące się na niebie hologramy i coś w rodzaju XX wiecznej telewizji. Rożnica jest w skali…. W porównaniu z wizją Mieville’a w trylogii Nowego Crobuzon Swiat powieści Waltera Williamsa jest po mały i ciasny.. Po bombowym, efektownym początku, niestety jest nieco gorzej, książka nieco siada i przez większą część powieści zmuszeni jesteśmy śledzić sfrustrowaną Aiah, nieco mniej sfrustrowanego maga, wraz z kilkoma pobocznymi aktorami tego przedstawienia. Brak sympatycznych i dających się choć trochę polubić postaci, wciąż, od czasów nastoletniego czytania, jest dla mnie dużym minusem powieści, tak samo przeszkadzało mi to czytać i Metropolitę. Powieść aż wyje o krwistego solidnego bohatera, który by spiał to wszystko do kupy i nadał jej życia…

Z tego, wymienionego powyżej powodu, ale także sztywnych, wypranych z emocji i wołających o pomstę do nieba dialogów źle czytało mi się fragmenty obyczajowe powieści. Trójkąt towarzyski między Ajah, bogatym należącym do elity magiem i jej mężem Gil’em był dla mnie kompletnie niestrawialny i te fragmenty powieści mocno mnie zmęczyły. Prawdopodobnie też dlatego ż nie tego tego oczekuję po powieści hard SF. Dialogi obyczajowe to zdecydowanie najsłabsza strona twórczości pisarza. Gdy dochodzi w ksiązce do przesłodzonych rozmów łóżkowy & miłosnych przyznam że momentami mi się ulewało :/ Tak drewnianego języka nie pamiętam, chyba że z równie słabych dialogów obyczajowych i erotycznych w powieściach sf Richarda Morgana z trylogii Modyfikowany Węgiel. Mimo tych potknięć warsztatowych powieść czytać się jednak daje. Podoba mi sie atmosfera tego uniwersum i i atmosfera miasta i beznadziei życia w nim przebijająca ze stron powieści stron. Miasta fascynującego ale tez nudnego i dobijającego. Tak jak w poprzednich powieściach jest to świat skrajnie ekonomiczny, trzymający uczestników na krótkiej i bezlitosnej smyczy wydolności finansowej i twardych ryzach jej ograniczeń. Także z tego powodu wszystko jest w tym społeczeństwie to na sprzedaż i wszystko ma swoja wymierną cenę.

W 1998 roku, gdy na rynku pojawiło się jej pierwsze polskie wydanie, duża część fandomu odrzuciła połączenie twardej fantastyki z magią i mówiąc w dużym uproszczeniu, bo w książce Williamsa jest to wykorzystanie energii które wyglądała w efekcie na magie i czary a nie sensu stricte magia i czary. ja akurat z innych powodów – jego nacisku na mechanizmy ekonomiczne w konstruowanych przez siebie powieściowych światach , prozę Walter a Williamsa cenie niezmiernie. Teraz ma sporo naśladowców, którzy kopiują to skrajnie ekonomiczne i handlowe podejście w stworzonych przez siebie powieściowych światach, czy pomysły na wszczepy i interfejsy sprzęgnięte z ciałem (powieść Hardwired z 80″). Tyle że to co u Walera Williamsa było już kilka dekad wcześniej lat temu i było rewolucyjne, dziś kopiowane przez stadko młodszych autorów, jako coś wtórnego, zbytnio wrażenia już na mnie nie robi.

Cykl: Williams, Walter Jon – „Metropolita”
Tytuł oryginału: Metropolita
Data wydania: 2002
ISBN: 83-89004-13-5
Oprawa: miękka
Format: 115×185 mm
Liczba stron: 334
Tom cyklu: 1

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.