Zmierzenie się z gigantycznym cyklem a właściwie trylogią Neal’a Stephensona planowałem od chwili dokończenia gigantycznego zarówno objętością jak i tematem Cryptonomiconu… Na początku mroźnego styczniowego tygodnia, korzystając porządnego wizualnie, wydanego na porządnym poziomie (w końcu!) jednotomowego wznowienia zabrałem się do czytania. Po pierwszych kilkuset strach miałem w głowie podziw zmieszany z rosnąca paniką – jak ja to wszystko zapamiętam i poskładam w pamięci te wszystkie wątki, ta nawałę postaci, nazwisk, nurtów filozoficznych i wydarzeń politycznych? Po pierwszym przeczytaniu tej powieści czytelnik, tzn. ja znajduje się w stanie pełnego oszołomienia, niedowierzania i zachwytu.
Co tu dużo mówić, Neal Stephenson stworzył powieść wielką, szerokimi garściami czerpiąca z najlepszych europejskich tradycji, wielkich obszarem poruszanych tematów powieści Wiktora Hugo, Charlesa Dickensa czy Honore de Balzaca ale też powieści Marka Twaina, Daniela Defoe, Alexandra Dumasa, Luisa Stevensona i oczywiście Miguela de Cervantesa i przygód Don Kichota… Żywe Srebro, moment jego napisania i wydania jest dla mnie, w sposobie w jakim odbieram twórczość tego amerykańskiego autora, momentem przełomowym. Po dwóch dobrych powieściach skierowanych do wąskiej grupy odbiorców, lubiących cyberpunk – ‚Zamieci’ i ‚Diamentowym Śnie’ nastąpił przełom i wypłynięcie autora na szerokie wody światowej literatury. Takim momentem przełomowym było wydanie bardzo dobrego ‚Cryptonomiconu’ a potem, w co ciężko uwierzyć – jeszcze lepszego ‚Żywego Srebra’. Wydanie obu tych powieści – Cryptonomiconu o Żywego Srebra to wg mnie taki moment jak wydanie ‚Lodu’u Jacka Dukaja czy ‚Hyperionu’ Dana Simmonsa – moment w którym autor dokonuje transcendencji, przerasta samego siebie i tworzy arcydzieło. I takie jest właśnie Żywe Srebro.
Obie powieści, Żywe Srebro i wcześniejszy Cryptonomicon łączy wspólny motyw – jest nią nauka i czasem pokrętne drogi jaką podróżuję i jakie prowadzą do fenomenalnych, ważnych dla cywilizacji odkryć… O ile ‚Cryptonomicon’ dotyczy budowy pierwszych binarnych maszyn logicznych, protoplastów współczesnych komputerów, ale także szerokiej tematyki szyfrów i II wojny światowej, wojny w Europie, szpiegowskich zmyłek, gier wywiadów, wielopoziomowej decepcji i mylenia wroga, a w swojej część dziejącej się w czasach teraźniejszych dotyka tematu kryptowalut, prywatności, obrony przed neo-totalitarnymi rządami, to ‚Żywe Srebro’zabiera nas w jeszcze odleglejszą wędrówkę w przeszłość – do czasów baroku – czasów szaleństw mody i zwyczajów, ale też czasów powstania Królewskiego Towarzystwa Naukowego i wielkiego rozkwitu nauki, metody eksperymentalnej, astronomii, matematyki, medycyny i reszty nauk przyrodniczych.
Zagłębiając się w epoce i przedstawiając historię Waterhouse’a, Leibnitza, Isaaca Newtona i ich kompanów Neal Stepehnson stworzył przy okazji gigantyczną a jednocześnie pełną dynamiki i humoru powieść historyczną. Autor, nomen omen także członek naukowej społeczności, dał upust swojej fascynacji epoką, historią nauki, historii myśli przyrodniczej i jej odkryć i ślepych uliczek, nauki. W nieco gorszej sytuacji jest, szczególnie przez pierwsze rozdziały powieści, czytelnik, który od razu, bez najmniejszej litości, rzucany jest na głęboką wodę. No właśnie, Żywe Srebro, to powieść wymagająca sporo uwagi, ale także choć podstawowej orientacji w historii powszechnej. To powieść niewybaczająca braku elementarnej wiedzy, potrafiąca czytelnika zarzucić terminologią, dyskusjami filozoficznymi, wrzucić w stare laboratoria ciągnące się niczym makaron rozważania o fizyce, religii, ówczesnej polityce i konfliktach którymi wtedy żyła Europa, Anglia i Ameryka Północna. Już na początku autor wrzuca nas na głęboką wodę i zanurza w pełnej wojen religijnych, sukcesyjnych i wszelakich innych historii XVII wieku. Poznajmy nie tylko czołowych filozofów i naukowców epoki ale także polityków, w rożnych stadiach życia zresztą, np. Beniamina Franklin występuje w Żywym Srebrze. jako wyrostek, pomagający jednemu z z jej ważniejszych postaci.
Cykl barokowy toczy się się w drugiej połowie szesnastego i pierwszych dekadach siedemnastego wieku. Nie są to wcale czasy ani egzotyczne jak zwykło się sądzić ani tym bardziej nam kulturowo obce czy odległe. Można nawet postawić tezę, że wszyscy, cała zachodnia, łacińska cywilizacja, jesteśmy dziećmi baroku, jego spadkobiercami i dziećmi wydarzeń które miały miejsce w tej epoce. A działo się wtedy wiele, w przeróżnych dziedzinach życia i nauki na raz. Zarówno w ekonomii (powstanie Banku Anglii, protoplasty prywatnego fed i dzisiejszych gnębiących wolność finansową i gospodarczą banków centralnych), okres wielkiego zainteresowania Giełdą w Londynie, zyskania popularności inwestowania w akcje spółek i grze na ich kursach, początki szeroko stosowanego papierowego pieniądza, not bankowych, jeszcze wtedy mającego pokrycie w srebrze, technologii bicia monet, dyskusji na wskroś współczesnych już o ekonomii, utracie wartości przez pieniądz, zauważanej skłonności do przyjmowania przezen wartości wewnętrznej w czasie (ang. intrisic value).
W filozofii i nauce był to okres rewolucji i gigantycznej ilości badan, powstałe wtedy ramy i schematy badań eksperymentalnych przetrwały i są stosowane po dziś dzień… Badania nad temperaturą i jej zmianą wraz z głębokością, skonstruowanie skal i wyskalowanych termometrów, skonstruowanie porządnych zegarów, badania przyciąganiem ziemskim, kosmosem, naturą światła, rozbijanie go na składowe pryzmatami, sztucznie wytwarzana próżnia, pierwsze przetaczanie krwi, sztuczne mechaniczne oddychanie, wykonana w Anglii na psach… Powstaje Towarzystwo Naukowe Królewskie, dziecko Tajnego Towarzystwa skupiało przyrodników, którzy bez żadnych dzisiejszych hamulców etycznych, czasem wręcz z rzeźnicza zaciekłością krok po okru odkrywali to co było wcześniej nieznane. Politycznie to w Europie kontynentalnej Wojna Trzydziestoletnia, a w Anglii Cromwell i jego rewolucja a także wszystko to co nastąpiło po niej. Niedługo po tym, za Za Karola II powstanie Kabal czy Cabal, nie do końca jawnego i działającego otwarcie rządu Anglii. Czasy przełomu a raczej wielu przełomów w matematyce, fizyce i filozofii, czasy takich tytanów jak Leibnitz, Newton, Baruch Spinoza, David Hume i Hobbs… To co dziś dzieje się na świecie, jest pokłosiem tej epoki właśnie. Pod względem cywilizacyjnym, naukowym i kulturowym jesteśmy raczej dziećmi baroku niz starożytności i jej ponownego odkrycia czyli renesansu jak wolelibyśmy idealistycznie wierzyć…
Czasy purytanów, ciężko pracujących ludzi, zajmujących się rolnictwem, kupiectwem i produkcją, urozmaicających sobie zasłużony odpoczynek takimi rozrywkami wieszanie lub palenie na stosach (wedle miejscowych upodobań i wyznawanej teologii) czarownic i innych okultystów ;-) Dobre solidne czasy (nie dla czarownic oczywiście ;). Niektóre co bardziej dowcipne momenty książki perwersyjnie kojarzyły mi się z rycerzami króla Artura grupy Monty Pythona, i dyskusją wieśniaków po czym poznać czarownice, pochodząca z legendarnego filmu grupy M.Pytona o rycerzach króla Artura. Są dyskusje ekonomiczne, np. nad problemami bicia pieniądza, jego fałszowania, obniżania wartości przez władców, ale też przykrajania, niedoważania, problem z chaosem monet bitych przez przeróżnych władców, powstanie ich giełdy i międzynarodowego mechanizmu wymiany walut… Konstruowanie binarnej Maszyny Logicznej, rachunek różniczkowo-całkowy, algebra, badania nad permutacją metali, naturą widzenia kolorów, słuchu, wiwisekcje i sekcje, alchemia i palenie czarownic. Są próby skonstruowania maszyny logicznej, dyskusje nad istnieniem duszy, wolną wolą i predystynacją, schizmy, kalwiniści, purytanie, Cromwell, restauracja Monarchii… czego tu nie ma! Jeśli ‚Cryptonomicon’ był zasięgiem poruszanych tematów wielki to ‚Żywe Srebro’ jest wprost przeogromne.
Najbardziej z całej powieści podobała mi się środkowa, wagabundzka i awanturnicza Księga Druga. Jest w niej jeszcze więcej polskich akcentów niż w pozostałych, w księdze pierwszej widzieliśmy polską straż na angielskim dworze, polską dla postrachu, bo każdy naród który potrafił walczyć z mongołami i armią turecką budził w zachodniej europie równy im postrach. W księdze drugiej przenosimy się wraz z bohaterami na kontynent europejski do Saksoni, a potem fabuła przenosi nas pod oblężony przez tureckie siły Wiedeń, oglądając oczami Jacka Półkuśki przybycie polskich wojski, husarii Jana Sobieskiego i popłoch jaki wzbudza polska armia w oczach fircykowatych modnisiów z zachodu… Czytałem te fragmenty z refleksją, że wiele się tu pewnie w obyczajowości obu części Europy nie zmieniło po dziś dzień. Księga druga to głównie przygody angielskiego wagabundy, jego towarzyszki i… znów mnóstwo tak lubianych przeze mnie tematów pirackich, rodem z najlepszych powieści korsarskich, dziejących się przecież w tych samych czasach. Wspomnienia z Jamajki, rozmowy o znanym z powieści Luisa Stevensona Port Royal , pirackiej stolicy na Karaibach i sławnym piracie – kapitanie Morganie. Londyński wagabunda Jack wędruje z uratowana przez siebie, obdarzoną wieloma niespodziewanymi talentami branką Eliza przez spustoszone wojnami religijnymi Czechy i toczy opowieści, przy okazji poznając z Eliza Leibnitza i słuchając od niego o jego pomyśle na Maszynę Logiczną, która ma odmienić przyszły świat… Są w tej księdze moje ulubione fragmenty zaplątania się Jacka na sabat czarownic w niemieckim Lipsku, a raczej w lasach niedaleko Lipska z okazji Nocy Walpurgii. fragmenty w których Jack gubi się w lesie i trafia na sabat, gdzie wzięty jest za łowcę czarownic a w efekcie ścigany przez jego uczestników obojga płci to absolutny majstersztyk, rozdział który można czytać raz po raz, bawiąc się przy tym doskonale.
Nie jest to tylko i wyłącznie powieść historyczna. Ciężko ją jednoznacznie sklasyfikować, przekracza ona gatunkowe ramy, jest na to zbyt wielowątkowa i wielopoziomowa. Autor sięga odważnie także do tradycji powieści przygodowej , awanturniczej a nawet korsarskiej :-))) Są tu malownicze sceny rodem ze stevensonowskiej ‚Wyspy skarbów’ i ‚Złota z Porto Bello’ – piratów, pościgów za żaglowcami, abordaży, szubienic i zawieszonych klatek pełnych szkieletów korsarzy. Szubienic wbitych w płytką wodę w portowych zatokach. Są tu także pojedynki na rapiery, burdy ówczesnych żaków, niejednokrotnie kończące się pojedynkami i morderstwami, pijaństwa po knajpach i awantury w zamtuzach. Jest tu obecna i żywa wielka tradycja powieści przygodowej i awanturniczej Alexandra Dumasa, obyczajowy geniusz Honore de Balzac’a, a same zebrania klubu naukowego i dyskusje podczas niego rozczulająco przypominają dyskusje członków Dickensowskiego, Klubu Pickwicka. Jest tu tez mnóstwo humoru, także tego haszkowskiego, nie oszczędzającego nikogo… Autor nie szczędzi ani możnowładców, wyśmiewając ich przywary ustami powieściowych postaci, ani filozofów i ich wad, przyzwyczajenia do alkoholu i ciągnących się całymi dniami pijaństw, karczemnych rozrób jak i nader częstego odwiedzania kurtyzan, głów państw, kościołów i religii… Humor jest celny i nie raz zdarzyło mi się wybuchnąć śmiechem podczas lektury, a co chwilą znad jej kart zdrowo chichotałem.
Książka nie miała na naszym czytelniczym rynku szczęścia. Przez krytyków zawiedzionych ze Stephenson nie napisał kolejnej iteracji Diamentowego Snu czy Zamieci, pełnej cybernetycznych wszczepek, mieczy samurajskich i światów wirtualnych określona została jako powieść trudna, skomplikowana i wręcz dziwaczna, a na dodatek, o zgrozo, nie dająca się jednoznacznie sklasyfikować. Książka nie miała tez szczęścia do pierwszego, niepotrzebnie podzielonego na trzy tomiki i zawstydzającego pod względem wizualnym wydania. Wydania kompletnie nie pasującego klasą do jakości prozy Neala Stephensona. Poprawa nastąpiła dopiero z jednotomowym wznowieniem, wydane na porządnym papierze i w twardych oprawach. Takiego na jakie od razu „Żywe Srebro” zasługiwało.
Mimo mogącej budzić grozę objętości książkę, a właściwie grubą księgę, czyta się z wielką przyjemnością, rosnąca na dodatek z rozdziału na rozdział, a także z coraz bardziej rosnącym uśmiechem. Ciężko się od niej na moment nawet oderwać, by dać odetchnąć umęczonym od 1200 stron lektury oczom. Cieszą dyskusje, opisy, dowcipy, a szczególnie ubarwione do nieprzytomności, munchausenowskie, fantastyczne i zgoła nieprawdopodobne perypetie i przygody, oblężenia miast, ucieczki, przedstawienia teatralne, faworyty i metresy, cały ten barokowy przepych i zwariowanie… Podsumowując – to nie jest książka na jedno przeczytanie, co zresztą uważam za jej wielką zaletę. To powieść, którą można się cieszyć wielokrotnie, wracając do niej i znajdując w niej nowe, ominięte poprzednio, nieuchwycone rzeczy. ja, po pierwszym i pospiesznym przeczytaniu Żywego Srebra już czuje niedosyt i chęć powrotu do niej. czytając ją przez ostatni tydzień, zbyt szybko, gnając przed siebie, zauważyłem w niej tyle smaczków, rodzynków i aluzji że nie bedę czekał byt długo by się w niej od nowa nie zagłębić. Tym razem tak nie gnając, a spokojnie ją smakując i ciesząc się każdym zdaniem.
Ocena: solidne 10/10 :P
Akira
Dane czytanego wydania:
Autor: Neal Stephenson
Tytuł: Żywe Srebro
Wydawnictwo: MAG
Rok wydania: 2014
Oprawa: twarda
Liczba stron: 1120
Numer ISBN: 978-83-7480-428-8
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.