Nie ukrywam, że Mastertona lubię. Niezależnie jakie cięgi zbiera od recenzentów poważnych perdiodyków jak i tych w blogosferze, czuje do powieści tego ożenionego z polką anglika wielki sentyment. Przygodę z powieściami Mastertona zacząłem klasycznie, jak większość wielbicieli jego prozy, od cyklu Manitou, wspartego zaraz potem szybkim łakomym wciągnięciem ‚Dżinna’, ‚Demonów Normandii’ i ‚Studni Piekieł’ w wydaniach z przełomu lat 80 i 90. Lubię ten okres twórczości pisarza, gotycki, inspirowany Poe’em i Lovecraftem, przygodowy, trochę też i komediowy, z sympatycznym, lekko nerd’owatym, podobnym do chandlerowskich typów, bohaterem, czytującym Keatsa i Byrona.
Cenię te książki za ich obyczajową i historyczną otoczkę, którą lubię tu tak samo jak u Kinga w jego z książki na książkę coraz bardziej obyczajowych horrorach. Cenię prozę Mastertona za jej silne osadzenie w XIX wiecznej powieści gotyckiej i bliskość do prozy Lovecrafta (Studnie Piekieł i starożytni lovecraftowscy bogowie) czy opowiadań Edgara Allana Poe. Wyklęty jako żywo, mógł być napisany przez tych dwóch mistrzów literatury grozy. Akcja dzieje się w Nowej Anglii, w maleńkim miasteczku Granithead, pamiętającym czasy pierwszych kolonizatorów, procesów z Salem, pełnym tajemnic i mistycyzmu. Zimnym, zamglonym, gwarnym tylko latem, a przez większą część roku pustym i cichym. Akcja dzieje się zimą na wybrzeżu Massachusetts, gdzie tylko setki mil rozszalałego oceanu dzielą domy od wybrzeży Nowej Szkocji, a cały rok wieje zimny porywisty wiatr.
Bohater powieści, John Trenton, to skromny właściciel sklepu z pamiątkami i antykami o nazwie ‚Morskie Pamiątki’, założonego po przeprowadzce z wielkiego miasta do Granithead… Pewnego dnia kupuje na aukcji w miejscowym domu aukcyjnym akwarelę ‚Widok z wybrzeża Granithead’ z 1690 roku, z krajobrazem portu i wypływającym statkiem, jak się okazuje później jedyną zachowaną akwarelą pokazującą wypłynięcie Davida Darka, statku o którym po tym rejsie wymazano wszelkie informacje i przekazy. Głównego bohatera powieści miesiąc wcześniej spotkała tragedia, jego spodziewająca się dziecka dwudziestoośmioletnia zona Jane zginęła w wypadku samochodowym wraz z jego nienarodzonym dzieckiem. Od tego wydarzenia, cały czas czuje obecność w domu. Co noc skrzypi ciężka lubiana przez Jane ogrodowa huśtawka (ależ scena, podczas czytania miałem ciarki przerażenia), na imbryku i zaparowanym lustrze pojawiają się napisy. Słyszy głosy, skrzypienia schodów jakby ktoś chodził po domu, kroki w korytarzu. Lekarz poinformował go ze to normalne podczas żałoby i przejdzie samo z siebie, sam lekarz dr. Rosen przyznał że sam tego doświadczył mieszkając w Granithead po śmierci żony. Co noc próbuje przetrwać ten koszmar i doczekac do rana, gdy jednak słyszy upiorny spiew swojej żony śpiewająca smutną pieśń przypominająca mu starą marynarską szantę pochodzącą z Salem:
‚Wypłynęli na połów z Granitehead
Daleko ku obcym wybrzeżom
Lecz złowili tylko szkielety ryb
o skruszone serca w rękach dzierżą’
Ufff…. Nie wytrzymuje koszmaru i wybiega z łożka przeszukać dom i podwórko. Po rozmowie z paroma przyjaciółmi dowiaduje się że miasteczko znane jest z tego, że zmarli wracają w nim nękać żywych. Żaden z mieszkańców się do tego otwarcie nie przyznaję, jest to tajemnicą każdej rodziny która kogoś straciła. Wpływ ten czasem rośnie, czasem maleje, czasem zupełnie znika i wszystko się uspokaja. Dowiaduje się że Cmentarz nad Wodą zwał się wcześniej Wędrującym Cmentarzem a samo Granithead do 1703 roku nosiło nazwę Zmartwychwstanie…
John, po zakupie obrazu z „Davidem Darkiem” poznaje kilku pracowników muzeum historycznego Peabody’ego, Edwarda Wardwella i jego znajomych i wspólnie zabierają się za rozszyfrowanie tajemnicy Davida Darka i wydarzeń dziejących się w Granithead. Okazuje się się że zbudowany przez Essau Hassketa, bogatego kupca o ultra-radykalnych poglądach religijnych ‚David Dark’ przywiózł na zamówienie jednego z purytańskich fanatycznych kaznodziei meksykańskiego demona, który miał służyć do zaprowadzenia moresu wśród wiernych i przestraszenia ich tak by zeszli na drogę cnoty i pobożności. Spowodowało to gigantyczny rozlew krwi i opętań m in. serię procesów znanych dziś jako procesy czarownic z Salem. Skrzynię z demonem kaznodzieja postanawia odesłać z powrotem do Meksyku, tonie ona jednak wraz z całym statkiem zaraz po wypłynięciu z portu, niestety na tyle blisko Granitehad by jego wpływ był odczuwalny w całym miasteczku.
W tym czasie w miasteczku wpływ demona zwiększa się coraz bardziej a zmarli zaczynają polować i zabijać swoich żywych krewnych. Jednego mieszkańców zmarły syn wciąga między nagrobki cmentarza, które go nastepnie zgniatają, zmarły mąż starszej wiekiem mieszkanki Granithead nawleka ją dosłownie na żyrandol i zawiesza jeszcze żywą pod sufitem. W międzyczasie Johna coraz bardziej prześladuje zjawa jego zmarłej żony a on sam wyprowadza się z domu. Broni go stowarzyszenie czarownic z Salem, a raczej ich potomkiń;-) Demon składa naszemu bohaterowi propozycję – jeśli pomoże go uwolnić odda mu żywą żonę i dziecko. Jakby tego nie było dość, mieszkańcy miasteczka zauważają że na fotografiach i portretach postaci zaczynają zmieniać położenie i z nich powoli odchodzić. Policja tymczasem prowadzi spokojnie śledztwa jak w zwykłych sprawach kryminalnych, znający historię Granithead wiedzą jednak że nasila się wpływ… Badacze postanawiają przyspieszyć prace i zamiast pracowicie podnosić cały statek rozbijają go materiałami wybuchowymi. Pomaga im niedostępny badacz, znawca historii Salem i Nowej Anglii Douglas Evelith oraz jego przyjaciel indiański szaman i czarownik. Zwariowani na punkcie sławy poszukiwacze skarbów rozbijają znaleziony statek i wydobywają skrzynię na wybrzeże. W Granithead zaczyna się piekło na ziemi…
Dla wielbicieli klasycznych opowieści grozy, staroangielskich klimatów, czytelników którzy lubią się zawinąć w koc na kanapie i trochę wystraszyć przy lekturze. Jedna z najciekawszych powieści Mastertona, książka mocno osadzona w historii Nowej Anglii, a przy okazji jeden z ciekawszych powieściowych horrorów ostatnich paru dekad. Mam nieco wątpliwości czy można ją polecić na początek przygody z poznawaniem twórczości tego autora, to trochę tak jakby zaczynać od ‚The Wall’ czy ‚Animals’ Pink Floyd czy ‚IV’ Led Zeppelin. Potem ciężko w dyskografii, czy w twórczości pisarza znależć coś lepszego i jest problem. Zacząć można od Manitou, lovecraftowskich atmosferą „Studni Iekieł” i „Dżinn’a” ale zaraz potem trzeba sięgnąć po Wyklętego. Książka ta od 20 lat pozostaje moja ulubioną powieścią tego pisarza.
Ocena: 8/10.
Moja ulbiona ksiazka Mastertona , razem z Drapiezcy i Dzin , czytalam ja wiele razy . W pewnym sensie Masterton jest lepszy od Kinga , ktory ostatnio sie wypalil.
Mieszkam we Wloszech gdzie Masterton jest prawie nie znany . Wydanych zostalo tylko kilka jego ksiazek i to nie tych najlepszych.