Do powieści Grahama Mastertona wróciłem z okazji pojawienia się na rynku szóstego już polskiego wydania tej książki. Wcześniej znałem ja z kilkukrotnego czytania w wydaniu Amber Horror z 1991 roku i także do tego wydania będę się odwoływał, szczególnie w akapicie dotyczącym okładek. Nie ukrywam, że lubię taki rodzaj horroru i z tym większą przyjemnością zabrałem się za przypomnienie sobie czytanej kilka dobrych lat wcześniej powieści. Kostnica jest to dokładnie taki horror jaki uwielbiam, nie stechnicyzowany i nie nowoczesny, podobnie jak Studnie Piekieł jawnie odwołujący się do tradycji Edgara Allana Poe i Howarda Lovecrafta, a także do mitu, archetypów i etnicznych indiańskich legend. O nich właśnie traktuje także słowo wstępne od autora na początku powieści.
Jest to książka pochodząca z najlepszego według wielu czytelników i miłośników horroru okresu twórczości pisarza. Wydana zaraz po Manitou, Dżinnie i Sfinksie, Kostnica ukazała się w 1978 roku, w tym samym roku pojawia się też Sfinks i genialne wojenne Demony Normandii, rok po nich pojawia się niczym bomba druga cześć Manitou czyli Zemsta Manitou. Podobne lata twórczego wybuchu przeżywa w tych latach także Stephen King, którego kanonicznie powieści także powstają w drugiej połowie lat siedemdziesiątych. Wydany w 1983 roku Wyklęty zamyka ten klasyczny okres twórczości pisarza. Powstały w tych latach powieści które na następne dekady ugruntowały sławę i legendę Grahama Mastertona, te pierwsze horrory pisarza zyskały także w Polsce najwięcej czytelników i zaprzysięgłych zwolenników. Na naszym rynku czytelnicy literatury grozy poznali tą powieść dzięki wydaniu Amber Horror z 1991 roku, które ukazało się jak cała seria, w niewielkim formacie kieszonkowym. Od tej pory książka miała już sześć polskich wznowień i mówiąc szczerze, każde z nich wywoływało u mnie rozpacz swoją oprawą graficzną. Podobnie oczywiście jak pierwsze wydanie amberowskie, które nie ukrywajmy także taką estetyczną rozpacz wywołuje.
Stało się już tradycją wydań horrorów, szczególnie tych pierwszych wydań z pochodzących z pierwszej połowy lat dziewiećdziesiątych choć i teraz zdarzają się takie kwiatki, że okładka książki, o bogowie, nie ma nic wspólnego z jej treścią. Po tylu latach posiadania pierwszego polskiego wydania tej powieści wciąż nie wiem co robi, ten lekko głupawo i nieśmiało wyglądający szkieletor w drzwiach? Nie mam zielonego pojęcia, tak samo jak nie miałem zielonego pojęcia i do dziś nie mam jak łączy się okładka Dżinna z obgryzioną czaszką i szczurem na niej czy okładka Studni Piekieł z czerwonym wampirem z treścią książki. Przez te lata nieco oswoiłem się z estetyką horrorów z pierwszych wydań lat 90, nawet mnie ona na fali nostalgii już tak nie drażni, ale powiedzmy sobie szczere – znów mamy do czynienia z okładka nie mającą wiele wspólnego z treścią powieści. Na obronę trzeba powiedzieć ze wznowienia są równie dobijające pod względem graficznym w czym przewodzi wydanie Kostnicy ze szkieletem w kapturze i płaszczu. Tutaj muszę przyznać ze nowe wydanie Rebis podoba mi się jednak bardziej, w porównaniu ze stroną tytułowa pierwszego wydania które także posiadam aż tak nie skręca wewnętrznie jak po zerknięciu na wydanie z ’91 roku. Cóż, taka była na początku lat 90″ estetyka wydawania literatury grozy, co dziś wyglądać może nieco szokująco z jednej strony i nieco pastiszowo z drugiej.
Poza tym jest świetnie. Jest świetnie, bo jest bardzo blisko ciepłego stylu Manitou, Studni Piekieł i Dżinna. Czyli pierwszych powieści pisarza, które wielu czytelników uwielbia szczególnie. Bohaterem książki jest John Hyatt, pracownik wydziału sanitarno-epidemiologicznego San Francisco, skromny uczynny facet, do którego trafia emerytowany inżynier Seymour Wallis, z niecodziennym problemem. Otóż jak twierdzi jego niedawno kupiony, położony przy Pilarcitos Street nr.1551 dom… oddycha. Staruszek twierdzi na dodatek że te nasilające się nocą hałasy przypominają oddychanie dużego śpiącego zwierzęcia. Zaciekawiony tym John obiecuje przyjść i obejrzeć dom i osobiście posłuchać hałasów, które tak przeraziły emerytowanego inżyniera. W odwiedziny przychodzi ze znajomym z wydziału, którego też zaciekawia cała sprawa. John i Dan po chwili niezobowiązującej rozmowy rzeczywiście zaczynają słyszeć spokojny miarowy oddech, przypominający oddychanie śpiącego wielkiego zwierzęcia. Próbują się porozumieć z zajmująca dom siłą, skutkuje to tylko tym że dochodzące ze ścian oddychanie robi szybsze i głośniejsze a po chwili eksploduje w domu wszelkie szkło, szyby, naczynia, talerze. W tym samym momencie Dan pada na ziemię nieprzytomny i ląduje nieprzytomny w szpitalu.
Od tego momentu ustaje także oddychanie domu. Opiekujący się Danem lekarz, dr Jarvis tymczasem stwierdza u niego duże kłopoty z… oddychaniem. Pacjent dostaje w szpitalu ataku po którym zaczyna oddychać w tempie zwierzęcia, jak stwierdzają lekarze, niczym wielki niedźwiedź. Zszokowany tym dr Jarvis przyłącza się do naszej wesołej gromadki i od te chwili pomaga w wyjaśnieniu zagadki czemu jego pacjent oddycha jak duże zwierze nie człowiek. Motyw z doktorem oczywiście czytelnicy znający powieść Manitou I skojarzą natychmiast z postacią szpitalnego lekarza, który pomogą bohaterowi książki w pokonaniu starającego się odrodzić szamana.
John Hyat prosi tymczasem o pomoc swoją interesują się okultyzmem i etnicznymi legendami przyjaciółkę Jane, która po dłuższym wahaniu zgadza się przyjść obejrzeć dom, a potem idzie na spotkanie z właścicielem nieszczęsnej nieruchomości. Ten przyznaje od razu, że oddychanie ustało, przypomina sobie że przerażającą figurę wielkiej niedźwiedzicy znalazł przy budowie mostu we Freemont i zafascynowany nią zabrał rzeźbę do domu. Zakłopotany wyznaje że od czasów tej budowy czuje prześladującego go pecha. Za chwile dociera dr. Jarvis, drugi pracownik wydziału sanitarnego Bryan Corder i Jane. Bryan proponuje sprawdzić komin, a po włożeniu głowy zostaje wciągnięty do komina i zaczyna wrzeszczeć. Gdy udaje się go wyciągnąć zgromadzeni widzą że ma straszliwe obrażenia głowy. Bryan wrzeszczy przeraźliwie i po chwili jak sądzą wszyscy, umiera. W szpitalu okazuje się że jego serce mimo śmiertelnych obrażeń bije, 24 razy na minutę, podobnie jak stało się przy dziwnym wolnym oddechu, stwierdzają że nie jest to puls człowieka..
Jane przeszukując indiańskie legendy znajduje podanie o Wielkim Potworze, demonie który terroryzował setki lat wcześniej cały Środkowy Zachód. Demona, którego indiańscy szamani wspólnymi siłami złapali i pokonali, rozdzielając jego oddech, serce krew, włosy i chowając je na ternie Ameryki, by demon nie mógł się znów odrodzić. Jak nietrudno znając wczesną twórczość Grahama Mastertona wykoncypować sobie, że będzie w to wmieszana stara indiańska legenda i indiańskie demony pragnące wydostać się na wolność. Podobnie jak w Manitou, bohaterowie decydują się wezwać na pomoc szamana o imieniu Tysiąc Mian i od tej chwili walczą razem, starając się nie dopuścić do odrodzenia demona. Od tego momentu akcja zdecydowanie przyspiesza a książka robi się jeszcze lepsza, dorównując w mojej ocenie takim klasykom Grahama Mastertona jak Manitou, Dżinn i Studnie Piekieł.
Bardzo sympatyczna jest otoczka obyczajowa książki, spokojna atmosfera Ameryki koncówki lat siedemdziesiątych, puby, kafejki, bilardy, wspomnienia głównego bohatera z czasów dzieciństwa, klimat spokojnego San Francisco, starych domów ze schodkami z frontu, ozdobionych wieżyczkami, podcieniami i werandami… Książka ma cudowny klimat właściwy także dla takich dzieł filmowych jak Bullit czy Kojak z Telly Savalasem, spokojnej bezpiecznej Ameryki lat siedemdziesiątych.
Graham Masterton wraca w powieści do indiańskiej mitologii i czyni z niej lub raczej posiłkując się nią niezwykle udaną, choć krótką, może nawet zbyt krótką jak na przyjemność czytania powieść. Ten zarzut, o ile w ogóle jest zarzutem także świadczy o klasie książki, chciałoby się by przyjemność obcowania z nią i śledzenia przygód bohaterów trwała jak najdłużej. Tymczasem zabawa kończy się za chwilę od momentu gdy na dobre się rozkręca, pozostawiając czytelnika rozochoconego i gotowego na dalsze przygody. Ale taki już urok mają właściwie wszystkie wczesne powieści tego autora. Książkę polecam wielbicielom klasycznego horroru jak i osobom które tych powieści nie znają, jest to dość dobry tytuł jak na rozpoczęcie przygody z horrorami brytyjskiego pisarza.
Dane recenzowanego wydania:
Autor: Graham Masterton
Tytuł: Kostnica
Wydawnictwo: Rebis
dataw wydania: 2013
ISBN: 978-8378184508
stron: 196
oprawa: miękka
kategoria: horror
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.