Nie sposób tej powieści ominąć fascynując się literatura piekną jak i twardą fantastyką socjologiczną, bezkompromisową ciężką fantastyką, która bez żadnej taryfy ulgowej grzebie w człowieku i jego przyszłości a także przyszłości organizacji społecznych, tworząc i analizując różne drogi rozwoju i upadku cywilizacji. Wydana w 1943 ‚Ciemności Przybywaj’ jest powieścią jak najbardziej aktualną aktualną. Post-apokaliptyczny świat, rok licząc po staremu 2300, a wg nowego kalendarza 300-ny rok nowej ery. 300 lat wcześniej wybuchła na Ziemi atomowa apokalipsa, po której resztki społeczeństwa cofają się w rozwoju do średniowiecza a nieliczni umieją czytać pisać i korzystać z przetrwałych maszyn. To zapowiadane coraz częściej zarówno przez fantastów jak i przez socjologów i nauki społeczne ‚Nowe Średniowiecze, jest u Leibera przymierzem religii i ocalałych resztek nauki, pozostającej w rękach kapłanów. Mamy więc powrót sytuacji znanej już w historii ludzkości – choćby starożytnego Sumeru i starożytnego Egiptu. Sytuacji w której wiedza kumuluje się w Świątyni jako jedynym ośrodku, stanowiącym sam czubeczek społecznej piramidy. Ocalałymi resztkami społeczeństwa rządzi niepodzielnie Świątynia i wszytko szło by po jej myśli gdyby nie pojawiły się plotki że narodziła się konkurencyjna siła zwana szeptem Czarnoksięstwo, pragnąca złamać monopol Świątyni zarówno na wiedzę i władze. Nagle w wyniku kilku ostentacyjnych i podpartych zaawansowaną techniką, co wprawia Hierarchię w panikę, działań dywersyjnych okazuje się że nie tylko Kapłani dysponują techniką pozwalającą udawać cuda i wpływać na masy. Także czarnoksięstwo odgrywa przez zalęknionym tłumem cuda, fajerwerki i lewitacje. Hierarchia natychmiast obwołuje swoich konkurentów, pragnących przywrócić cywilizację sługami Satanasa a ich samych sługami mroku. Kim są ludzie, którzy rozpoczynają walkę z teokracją i przywrócenie cywilizacji? Plotki głoszą, że kolonistami ze statków wysłanych setki lat tamu poza ziemię, którzy wrócili i zastali zamiast cywilizacji – nowe Średniowiecze.
Akcja powieści dzieje się w Megateopolis. Kapłani ukrywają ocalałe pracujące dalej ocalałe artefakty zaawansowanej techniki pochodzące sprzed wojny i upadku cywilizacji. Ukrywane są wielkie projektory, produkujące i wyświetlające na niebie ‚cuda’ (protoplasta projektu Blue Beam?). Sami kapłani podzieleni są na 6 kręgów wtajemniczenia, Ci z najwyższych znają prawdę, że stworzono ich by przetrwały resztki nauki, tworząc ich organizacje krotko przed zagładą poprzedniej cywilizacji. Tyle ze przez 300 lat organizacja się nieco zdegenerowała zajmując miejsce opresyjnego Kościoła ze średniowiecza. Podważanie zdania Hierarchii to zbrodnia karane śmiercią. Mieszkańcy żyją od kilkuset lat w niewiedzy co się naprawdę stało 300 lat wcześniej, celowo utrzymywani na pograniczu zbydlęcenia, by nie zrzucili władzy Świątyni. Utrzymywanie w stanie bezpiecznym dla Świątyni, czyli kompletnego zidiocenia, nie mają pojęcia o historii, nie wiedzą czemu upadła cywilizacja, jak skończył się wiek Złotej Ery, nic nie wiedzą o lotach w kosmos i zakładanych przed upadkiem koloniach, słuchają za to w świątyniach przypowieści jak Najwyższy Bóg ją zniszczył za jej grzechy, wybierając garstkę kapłanów by nią rządziła.
Ciężko uwierzyć podczas czytania że tyle lat upłynęło od jej wydania, powieść jest tak niesamowicie wizjonerska i tak zaskakuje technicznymi i socjologicznymi rozwiązaniami.Kapłani noszą stworzone jeszcze za złotej ery elektroniczne habity które wytwarzając repulsywne pole krótkiego zasięgu, służą do lewitacji, czy sparaliżowania ofiary lub porażenia jej impulsem. Najbardziej skrywaną tajemnicą nawet w niższych kręgach hierarchii jest fakt, że ich przodkowie jeszcze jako świeccy naukowcy, wymyślili ta nowa religie w ostatnich latach złotej ery, by ochronić się przed nadchodzącym upadkiem i ocalić choć część wiedzy. Teokracja ukrywa rozwiązania techniczne jakie przetrwały sprzed czasów apokalipsy, np. nowoczesne techniki i maszyny, tak by by mieszkańcy musieli pracować na polach i produkować wszystko ręcznie, bojąc się że inaczej staną się zbyt samodzielni i w efekcie zaczną sięgać po władze. Czarnoksięstwo posiada za to genetycznie hodowane chowańce, służące do szpiegowania i przenoszenia wiadomości, a także urządzenie pozwalające prezentować efektowne efekty ‚czarów’ przed tłumem i zbijać hierarchię z pantałyku. Książka jest pełna akcji, udawanych produkowanych technologicznie cudów, masowych zgromadzeń, płomiennych przemówień i nalotów czarnoksięstwa psującego hieararchii pochody i marsze, pragnacego wytrącić ludzi z letargu.
Jest to książka, której nie sposób pominąć wracając lub dopiero podchodząc do tematu twardego socjologicznego Science Fiction. Tutaj dodatkowo jest jeszcze bardzo mrocznie i post-apokaliptycznie. Sama powieść to także znak czasu i dziecko atomowej paranoi lat 50″ XX wieku, kiedy w szkołach trwały zajęcia wchodzenia pod stoliki a groźba atomowego Armageddonu wisiała niczym miecz Damoklesa nad całą ludzkością. Nic się tu akurat nie zmieniło od chwili napisania ‚Ciemności Przybywaj’, tyle tylko że się z nią oswoiliśmy i nauczyliśmy życ z wiszącym nad nami mieczem, zepchnęliśmy tą groźbę głęboko w podświadomość, jak wszystkie wielkie traumy o których strach myśleć. W czasie gdy Leiber pisał Ciemności przybywaj ludzie nie bali się jeszcze z nią konfrontować. Powstały dzięki temu takie dzieła wczesnej ery atomowej jak ‚Kantyczka Dla Leibowitza’ i własnie ‚Ciemności Przybywaj! Wrażenie robią śmiałe technicznie i socjologicznie wizje kontroli i sterowania emocjami i zachowaniem tłumu przez kontrolę jego układu współczulnego ludzi…Zerknijmy na mały cytat ze sceny zamieszek w świątyni :
cyt. [zainstalowane w świątyni emitery] ‚Promieniowanie pobudzające przywspółczulny układ nerwowy czasami dawało niespodziewane efekty, jako że skłaniało do instynktownych, zwierzęcych reakcji. Plebejusze, zrazu nielicznie, potem już wielką rzeszą, zaczęli się bujać, wyginać, wirować i tańczyć w pseudoreligijnym uniesieniu…”
Take emitery oczywiście zainstalowane są przed główną Katedrą, wszystkimi Świątyniami a nawet w małych mobilnych spowiednikach ;-) Naukowa teokracja na całego. Przypominam że to lata 40, książka ma już dobre 70 lat, a czyta się jakby była napisana wczoraj, po czym wg mnie widać klasę i geniusz pisarza. Co ciekawe w powieści znajdziemy techniki ‚prania mózgu’ z delikwentem przyczepionym do fotela dokładnie takie jak opisał potem Anthony Burgess w Mechanicznej Pomarańczy. Jak widać to już nie jest dobrotliwa wizja z Kantyczki, to jest orwellowska mroczna antyutopia, pierwszej klasy socjologiczna fantastyka naukowa, z wielkim naciskiem na słowo naukowa właśnie. Walka o władze na resztkach ludzkiej cywilizacji oglądamy z perspektywy pochodzącego z gminu adepta świątyni. Nie wytrzymuje in w w pewnym momencie wygłasza do ludzi płomienne wystąpienie gdzie krytykuję teokrację i świątynię za monopolizowanie wiedzy i żerowanie na resztkach cywilizacji, w efekcie zostaje wyrzutkiem i ściganym, zaś propozycję przejścia do szeregów myślących składa mu Czarodziejstwo.
Gdy książkę czytałem teraz w styczniu po raz kolejny, zdałem sobie sprawę że jest to gotowy materiał na pierwszorzędny kinowy film. Szybka akcja i wojny dwóch stronnictw przypominają Metropolitę i Miasto w Oglniu z powieści współczesnych. Wielka wartość powieści Fritza Leibera leży także w odważnej naukowo-teokratycznej wizji jaką zarysował. W warstwie idei i pomysłu na przyszłość ludzkości. Cała książka w mroczności i ponurym krajobrazie zbliża się także do współczesnych powieści dziejących się w uniwersum Warhammera 40k. Bardzo podobał mi się wątek kolonii i ‚pomocy z nieba’ na która powołuje się zarówno Świątynia jak i Czarodziejstwo. Jest coś podnoszącego na duchu, w myśli, że w takiej sytuacji, gdy ziemska cywilizacja popadnie w barbarzyństwo, gdzieś tam tli się płomyk światła i może nadejść jak się okazuje, oczekiwana przez obie strony pomoc.
Czułem od dawna potrzebę zmierzenia się z jednym z geniuszy SF a także horroru i fantasy bo mało kto wie że Fritz Leiber pisał razem z H.P. Lovecraftem a także wydawał razem z wielkim mistrzem horroru wspólne antologie opowiadań. Wielkie nowoczesne dzieło SF, dziwie się że nie dosłużyło się równie genialnego kinowego filmu, autorstwa Ridleya Scotta czy Jamesa Camerona. Wraz z Kantyczką dla Leibowitza Kanon twardego post-apokaliptycznego hard SF a jednocześnie technologicznie i społecznie ciekawa, żywa i aktualna powieść!
Wydawnictwo: Solaris,
Data wydania: 2010 r.
Tytuł oryginału: Gather, Darkness!
ISBN: 978-83-7590-033-0
Oprawa: miękka
Format: 125 x 195 mm
Liczba stron: 272
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.