Ambasadoria to siódma, a szósta z wydanych w na naszym rynku powieść angielskiego, mieszkającego w Londynie autora. Książka ukazała się w 2011 roku, u nas dwa lata później, w 2013 roku nakładem wydawnictwa Zysk i Ska.
Tym razem, autor zabiera czytelnika w przestrzeń kosmiczną, po raz pierwszy u tego pisarza tak bardzo zbliżając się tematyką do klasycznej fantastyki. Od razu powiem, że ucieszyła mnie ta książka i poruszyła jak rzadko która z czytanych w kończącym się roku powieści. Tak pod względem społecznym, filozoficznym a w tym przypadku także i lingwistycznym, duża cześć książki dotyczy właśnie problemu Języka i jego roli w postrzeganiu świata przez posługujące się nim istoty. Razem z Toromorzem, przedostatnią powieścią Mieville’a, jest to powrót do pisarskiej formy. Także powrót do takiego China Mieville’a jakim zachwyciłem się podczas czytania trylogii Dworzec Perdido, Burza i Żelazna Droga, którą zresztą w dalszym ciągu uważam za Magnum opus autora.
Ostatnia powieść to dawka świeżego literackiego powietrza po kilku słabszych książkach tego autora, myślę tu szczególnie o zupełnie nietrafionej powieści ‚Lon-Niedyn wydanej w 2007 roku oraz aż do wymiotów poprawnej politycznie, przesiąkniętej absurdalną ideologią, a w efekcie kompletnie niestrawnej dla mnie powieści ‚Miasto i Miasto’ z roku 2009. Wydany rok później ‚Kraken’ zwiastował już powrót do formy, przeczytałem ją z zaciekawieniem, z rosnącą z rozdziału na rozdział fascynacją tropiąc w niej Lovecraftowskie ślady i tropy poświęconej Przedwiecznym, klasycznemu horrorowi i mitologii stworzonej przez H.P. Lovecrafta. Dwie ostatnie powieści brytyjskiego autora są zaś znów świetne. I ‚Toromorze’ i ‚Ambasadora’ pełne są zarówno wspaniałych pomysłow, oszałamiających czytelnika swoim rozmachem i bogactwem światów, rozmachu a przy tym lepiej, otwarciej, estetyczniej napisane niż środkowe niezbyt udane powieści które wymieniłem akapit wyżej. Z tego powodu ‚Ambasadoria’ sprawiła mi wielką frajdę, porównywalną do Dworca Perdido i jego dwóch następnych części. Bardzo sio ę ciesze z tego powrotu do formy, jest to wg mnie jeden najciekawszych współcześnie piszących autorów, obdarzony na dodatek, obok oryginalnych pomysłów, wielkim talentem prozatorskim. Miłośnik prozy Fiodora Dostojewskiego, Michaiła Bułhakowa i Brunona Schulza, także klasycznej anglosaskiej powieści, i to także widać. Powieści Mievillea, poza atrakcyjnym pomysłem, są, co dla mnie akurat bardzo ważne – dobrze i sprawnie napisane.
Ambasadoria, pełna magicznej atmosfery,niczym schulzowskie Sklepy Cynamonowe, w idei Gospodarzy niezdolnych do kłamstwa odwołująca się do prozy Fiodora Dostojewskiego, to obok pełnej wydarzeń fabuły, rozprawa o Języku i języku, pokonywaniu narzuconych przezeń ograniczeń, dialogu cywilizacyjnym, niezrozumieniu i mylnym zrozumieniu i interpretacji obu rozłącznych światów, dwóch obcych sobie cywilizacji, o Języku i tym jak może skończyć się szok cywilizacyjny i kulturowy dla jednej ze stron spotkania. Większość powieści to zapis kompletnego nierozumienia, nietrafionych interpretacji i poszukiwania sensu wydarzeń, próba zrozumienia Gospodarzy przez ludzi z małej ludzkiej kolonii położonej na skraju poznanego wszechświata. W tym językowym i interpretacyjnym wymiarze jest to najbliższa genialnemu ‚EDEN’owi’ Stanisława Lema powieść współczesna jaką dane mi było czytać, co dla mnie, wielkiego miłośnika lemowskiego EDENU jest wielką nobilitacją i najwyższą pochwałą. Mamy tu też inną klasyczną powieść, pozostająca cały czas w cieniu i w sferze niedopowiedzianej – legendarną ‚DIUNĘ’ Herberta , z jej kolorowym bogatym uniwersum, podobnie rozwiązanymi podróżami kosmicznymi, spiskami politycznymi, zakonami, cesarzem, arystokracją, społeczeństwem także stylizowanym na zamierzchłe europejskie czasy. Tu mamy także knowania polityczne, ukrytą opozycję, zamachy a nawet masowe uzależnienie narkotyczne, co także było istotnym wątkiem ‚Dworca Perdido’.
Rzeczywistości powieści, baśniowa i fantastyczna w przyjętym uniwersum i scenografii, fantastyczna jest na sposób Dana Simmonsa i jego przesiąkniętego romantyczną tradycją ‚Hyperiona’. Jest to niby świat przyszłości, ale przesiąknięty do cna europejską kulturą, sztuką i poezją. Poza gwiezdną scenografią ‚Ambasadorio’ to kulturowo świat ery XVIII i XIX wieku, czasy wielomiesięcznego czekania statek który przywiezie paczki z listami od przyjaciół i rodziny, rzadkie towary, eleganckie niedostępne w kolonii ubrania, kawę i inne frykasy itp, to także rzeczywistość sukni, eleganckich rautów i przyjęć. To także także magiczny świat Dostojewskiego, Schultza, Sklepów Cynamonowych, literackiej magii wykraczającej poza codzienną realność, dziecięcych niewinnych zabaw i gonitw. Świat wspominanego z nostalgią rozczuleniem dzieciństwa, przyjaciół, niewinnych zabaw w zakazanych miejscach i wielkiego zachwytu otaczającym światem. Połączenie świata magii fin de siecle’u, ciepła, balów i obrazów olejnych z dalekimi międzygwiezdnymi podróżami.
Powieść, jak przystało na współczesną fantastyczną baśń, dzieje się we wszechświecie trzeciej iteracji, czyli po któryś już kolapsie wszechświata i jego ponownym powstaniu, co nasuwa skojarzenia z hinduistyczną koncepcją czasu – kołową a nie linearną jak europejska. Jedyne co jest w stanie przetrwać te katastrofy i co pozwala się schronić podczas niej to Nurt. Nim się także, podobnie jak w kanonicznej dla gatunku ‚Diunie’ Franka Herberta podróżuje. Obdarzeni umiejętnością tzw. ‚zanurzania’ nawigatorzy prowadzą przezeń statki, dzięki czemu pokonują one w zaledwie kilka godzin niewyobrażalne odległości liczone w normalnym wszechświecie. Bohaterką i narratorką powieści jest Avice, młoda zanurzaczka pochodząca z położonej rubieżach zbadanej przestrzeni planety Ambasadorii, a konkretnie ludzkiej kolonii znajdującej się na planecie kompletnie dla ludzi niezrozumiałych Obcych zwanych Gospodarzami. Tajemniczej rasy o niezrozumiałym dla ludzi języku, Rasy nieumiejącej kłamać, której brak takich ścieżek w ich umysłowości i strukturze języka, ale która od poznania ludzi i dowiedzenia się że coś takiego jest w ogóle możliwe, organizuje tzw. festiwal kłamstw, próbując znaleźć wśród swojego gatunku tego, który będzie w stanie wypowiedzieć nieprawdę a przez to opanować język symboli i przenośni, nie tylko materialnych stanów. Porozumiewać się z Gospodarzami potrafią jedynie zmodyfikowani genetycznie ludzie, pełniący rolę lingwistycznego pomostu między dwoma tak obcymi sobie lingwistycznie kulturami.
Gospodarze, posługujący się dziwnym językiem, niesymbolicznym, niepotrafiącym oddawać tego co nie istnieje, na dodatek rozumiejący tylko mowę dwócj osób synchronicznie do nich mówiacych. To co jest w powieści fascynujące to właśnie temat ‚Języka’ i ‚języka’. Pierwszy oddający tylko stany rzeczywiste, i drugi pozwalający na przenośnie,m symbole, Proces zmiany jaki zachodzi w Gospodarzach, wymuszonej przez mała grupkę opozycjonistów by mogli się uwolnić od uzależnienia ‚dwugłosem’ i przejść z Języka na język dopuszczający metaforę, przenośnie, fantazję a nawet i kłamstwa, co jak nietrudno się domyślić całkowicie odmienia miejscową kulturę Gospodarzy, uwalnia ją z ciasnego gorsetu rzeczywistości, zmieniony, nowy język pozwala im śnić i marzyć.
Teraz o wadach. Widzę tu właściwie jedną. Powieść jak na gigantyczny temat i ilość wydarzeń, które stara się objąć, jest nieco za krótka. Jak to, prawie piećset stron i za krótka, spytacie? Ano tak! Temat jest tak gigantyczny, przemiana całej kultury z powodu zmiany języka, po drodze wojna, knowania polityczne, wątki osobiste, podróże w Nurcie, istoty w nim żyjące i polujące na poruszające się w nim statki kosmiczne, że idealne byłoby rozplanowanie tego wszystkiego na ok 1000-1200 stron :-) W istniejących 460 stronach jest sporo skrótów. Szczególnie druga i końcowa część książki, od chwili wybuchu rozruchów i marszu okaleczonych Gospodarzy na stolicę jest potraktowana wręcz jak konspekt i aż się prosi o dwa razy tyle przestrzeni. Także fascynujące fragmenty zmiany przez Gospodarzy sposobu używania języka, zostawiają niedosyt, temat aż błaga, nie tylko się prosi o pociągnięcie dalej. Dla mnie to zresztą ulubione i najważniejsze fragmenty całej powieści – gdy oniemiali z powodu nowej umiejętności Gospodarze konfrontują się z tym szokującym dla ich kultury faktem, że język nie musi oddawać zawsze stanu faktycznego, co pozwala im na… mit, poezję i twórczość.
Zadowoleni z książki będą nie tylko wielbiciele dobrej powieści w ogóle, ale też i hardkorowi miłośnicy twardej naukowej fantastyki. Znajdziemy tu interesujących rozważań o formach porozumiewania się, składni, roli szumu i ciszy, komunikowania się znakami chemicznymi czy dotykiem, rytmem czy tańcem. Ambasadoria przypomina fragmentami filozoficzne rozprawy S. Lema, głównie mające także w temacie komunikację i język ‚Eden’ i ‚Głos Pana’, co sprawiło mi zresztą wielką radość. Jest to także, a może przede wszystkim, oceniając ją od strony fantastycznego sztafażu powieść o Kontakcie, możliwych ścieżek poznania a co ważniejsze poprawnego zrozumienia i interpretacji języka istot o skrajnie innych doświadczeniach fizycznych, historycznych a może przede wszystkim biologicznych.
Dzięki temu wszystkiemu, powieść sprawia przyjemność podwójnie a nawet potrójnie. Mimo że solidnie osadzona w tradycji kosmicznej baśni, pełna jest ciekawych własnych pomysłów i rozwiązań, jest dobrze napisana napisana a już jako przysłowiowa wisienka na torcie, ku swojej uciesze znalazłem w niej solidne, nagradzające zakończenie, zostawiające przy okazji furtkę dla następnych powieści dziejących się w tym Uniwersum. Zakończenie przygodowe wręcz, niczym z przygodowych i marynarskich książek Luisa Stevensona czy Rafaela Sabatiniego, godne kosmicznego ‚Kapitana Bloooda’.
Podsumowując: powrót do pisarskiej formy. warto przeczytać.
Akira
tytuł oryginalny: Embassytown
autor: China Mieville
tytuł polski: Ambasadoria
tłumaczenie: Krystyna Chodorowska
wyd: Wydawnictwo Zysk i Ska
isbn: 9788377851692
rok wydania polskiego: 2013
stron: 468
oprawa: miekką
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.