Stephen King – Bastion – broń biologiczna, spiski i manicheizm_ [#0112]

bastion_gamma15Pełna apokaliptycznej grozy, zaskakująco dojrzała, wciąż po latach jedna z najlepszych powieści Stephena Kinga, wydana w pierwszej, skróconej formie już w 1978 roku. Na wersję pełną, wydaną bez żadnych skrótów czytelnicy musieli czekać następne kilkanaście lat. Po raz pierwszy raz dane było mi ją przeczytać dopiero w 2002 roku i od tej pory jest to niezmiennie jedna z moich najulubieńszych powieści Stephena Kinga. Kompletny i ścisły szczyt szczytów, creme de la creme, jak niegdyś mawiano… Jako że sama idea i pierwsza wersja pochodzi z końca lat 70, a konkretnie z roku 1978, przeczytałem ją ponownie po pierwszych chronologicznie książkach mistrza: Carrie, Miasteczku Salem i Lśnieniu, przypomnianych już także wpisami czytelnikom zina pierwszych powieściach autora. Czytałem wersje tzw. pełną, poprawioną, która ukazała się w oryginale 1993 roku, zaś na naszym rynku w roku 2000 w serii Kameleon, wydawnictwa Zysk i Ska. Zacząłem się przez nią ponownie przedzierać jeszcze pod koniec 2016 roku, w połowie grudnia, a skończyłem, zupełnie dla siebie niespodziewanie dopiero w połowie stycznia. Nie czytałem jej tak sprawnie jak to sobie optymistycznie zaplanowałem, po drodze bowiem sięgnąłem po kilka zbyt szybko wg mnie przeczytanych powieści i je sobie na przełomie roku przypomniałem, potem po raz drugi przeczytałem opisywane już na łamach ‚Żywe Srebre’ Neala Stephensona, w międzyczasie poświęcając nieco czasu Demon’s Souls na PS3 i Legend of Grimrock na IBM PC, co jeszcze bardziej opóźniło zmagania z ‚Bastionem’ i nowo zakupionymi tytułami…

‚The Stand’ to powieść wielka, pełna literackiego jak i apokaliptycznego rozmachu, nawet jak na lubiącego rozwlekłe opowieści autora, wręcz gigantyczna. Prace nad nią rozpoczął Stephen King w połowie lat 70, a skończył ją w swojej finałowej rozszerzonej wersji, po kilkunastu latach pracy – dopiero w 1988 roku. Swoja droga, kojarzący Stephena Kinga z klasycznym horrorem sięgając po Bastion po raz pierwszy zaznają nie lada zdziwienia i niespodzianki. Jest to bowiem, wszystko ale nie klasyczny horror, fantastyka, do której niekiedy zwykło się wrzucać także nie… idźmy więc dalej… Powieść apokaliptyczna? Metafizyczna? Manichejska? Wszystko to podlane jak to zwykle u mistrza solidnym obyczajowym sosem? To już bardziej.

Autor do apokalipsy podszedł od innej strony niż zwykło się to czynić. Nie od wojny nuklearnej co jest pewnym zwyczajem i kanonem postapokaliptycznych powieści a od wydostania się na świat przygotowywanej broni biologicznej. Jest to zgodne z i ich hierarchią, to broń biologiczna właśnie uważana jest za najbardziej niebezpieczną i przez nią a nie przez broń atomową na naszej planecie może przestać istnieć jakiekolwiek życie.Jest to w swojej pierwszej części bardzo realistyczny opis końca naszej cywilizacji w wyniku błędu ludzkiego w laboratorium wojskowym pracującym nad śmiercionośną bronią… W efekcie powieść można czytać zarówno jako książkę sensu stricte rozrywkowa i na tym nawet poprzestając bawić się i tak świetnie. Ale też jako alegorię i ostrzeżenie, powieść dotyczącą władzy, polityki, szaleństwa i przekleństwa rodzaju ludzkiego od jego powstania – agresji i wojen, ale także i tego, jaka siła czy raczej siły za tym stoją.

W ramach przypominania sobie klimatu tego arcydzieła, sięgnąłem po lekturze także po miniserial ‚The Stand’, którego jestem wielkim miłośnikiem. W czytaniu pomagała mi także składanka najlepszych przebojów The Oyster Cult zawierająca m in legendarny kawałek ‚Dont Fear The Ripper’, którego tekst znajdziemy na pierwszych stronach powieści. Jestem wielkim fanem miniserialu, ba fanem to mało powiedizane, uwielbiam go. Poza kilkoma słabszymi momentami uważam go za niesłychanie udaną interpretację filmowego dzieła. Mimo tego, nieco i też w głębi serca żałuje że za Bastion nie wziął się reżyser formatu Camerona czy Kubricka, by oprócz udanego mini-serialu powstało też cięższe kalibrem i mocą, poważne kinowe dzieło. Do dziś nie rozumiem jak mogło się to stać, że skończyło się wyłącznie na wersji telewizyjnej. Ksiażka co prawda to 1200 stronicowy potwór, ale jeśli udało się z Władcą Pierścieni i resztą trylogii J.R.R. Tolkiena, mogłoby się udać także i z równie ceglastym Bastionem. Zamiast tego , podobnie jak w przypadku TO, mamy na otarcie łez dwu plytową (w wersji DVD) wersję TV. Dobre i to, choć niedosyt pozostaje. Stuart Redman, Ralph Bretner, Frances Goldsmith, głuchoniemy Nick Andros, Glen Bateman, Larry Underwood, Sędzia i wielu wielu innych tworzą jedna z najciekawszych postaci literackich z jakimi nam przyszło się zetknąć w powieściach autora, i chętnie bym wrócił do ich przygód w poważnej wersji kinowej.

Jeśli już wspomieliśmy Tolkiena – w powieści Kinga znajdziemy sporo tolkienowskich a jeszcze więcej metafizycznych, filozoficznych i manichejskich tematów i odwołań. Zło jak u Tolkiena to OKO wypatrujące wędrowców, którzy niczym drużyna pierścienia, idzie przez dziką spustoszoną krainę do Matki Abigeil, niczym do tolkienowskiego Rivendell, do miejsca chwilowego choć schronienia i narady. By po niej, ruszyć dalej, większą jeszcze drużyną , do Boulder w Kaliforni, gdzie powstaje zalążek nowej ludzkości.. Nie tyle nowej, co właściwie powrotu do źródeł, do małych samowystarczalnych społeczności, opartych na współpracy, konserwatywnej wymianie usług i dóbr, z miejscową powszechną demokracją, radą i glosowaniem mieszkańców, systemie rządów opartym na modelu rad miejskich z okolic Nowej Anglii, Massachusets, czasów purytanów i ciężko pracujących, biorących za siebie odpowiedzialność ludzi. Po obu stronach Gór Skalistych rosną dwie konkurencyjne, oparte na zupełnie przeciwstawnych podstawach społeczności. bardzo ciekawa a nie wiem czy dla mnie nie najciekawsza jest dla nie jednak warstwa socjologiczna ksiażki, dywagacje na temat powstających od nowa społeczności, i zmieniających się mechanizmów, tego jak katastrofa zmieniła zwyczaje społeczne.

bastion-coverTymczasem organizuje się także ‚Mordor’, odrodzone królestwo militaryzmu i paranoi, siły zła przyciągają ludzi złych, chorych i psychicznie pokaleczonych, do Vegas, gdzie powstaje despotyczne ,rządzone przez OKO i demonicznego Randala Flagga królestwo. OKO śledzi wędrówkę naszych bohaterów, zsyła na nich koszmary i lęki, pomaga zaś w dotarciu do siebie charakterom wykręconym, kryminalistom, wszelkiej maści socjopatom i mordercom, by od nich rozpocząć budowanie urządzonego na wzór starożytnych despotii królestwa… Także i w tej części powieści wątków tolkienowskich jest sporo, a im dalej tym więcej. Rada miejska Bulder, po ukonstytuowaniu wysyła trójkę ochotników-szpiegów na wyprawę w stronę bastionowego Mordoru, czyli królestwa Randala Flagga, by przekradli się do niego i zdali jej raport co przygotowuje jej przywódca.
Jeszcze bardziej Tolkienowsko robi się gdy przed sama śmiercią Matka Abigeil wysyła czwórkę głównych bohaterów już nie na przeszpiegi a na bezpośrednią konfrontację z demonicznym Randalem Flaggiem. Co ciekawe autor tych tolkienowskich odwołań nie ukrywa a wręcz je w tekście książki podkreśla:

‚Nagle ogarneło ją przerażające odczucie że kamień rzeczywiście się jej przyglądał, że to było Jego Oko, pozbawione ludzkiej soczewki kontaktowej, łypiące na nią jak Oko Saurona łypało na Froda z mrocznej twierdzy Barad-Dur w krainie Mordor, gdzie zaległy cienie… ” Takich jawnych, wręcz demonstracyjnie widocznych odniesień do wielkiej powieści J.R.R. Tolkiena znajdziemy w Bastionie bez liku.

Wsciąż, po ponad 30 latach od powstania, top powieści Stephena Kinga, jedna z książek do których co jakiś czas muszę wrócić, by pobyć z jej bohaterami. Najbardziej oczywiście ceniąc rozdziały poświęcone wolnej strefie Boulder i powstawaniu od podstaw uczciwej, chciałoby się rzecz prostej i porządnej społeczności. Czytam te rozdziały tak jak kiedyś czytało się Sienkiewicza – dla ‚pokrzepienia i pocieszenia serc’. Wizja pisarza, mimo okropieństw hekatomby i śmierci milionów, niesie jednak nadzieję, że nawet przy tak gigantycznej katastrofie możliwe jest odrodzenie ludzkości. Mimo że jest to odrodzenie tej samej ludzkości przecież – a więc wraz z całymi wadami i przekleństwem natury ludzkiej – przestępczością, podejrzliwością, konkurencją, armiami i nakręcającą się od nowa spiralą paranoi i agresji.

Powieść skłania się ku manichejskiej wizji świata i historii, za wszystkimi tymi wydarzeniami, akcja, skrywa się odwieczna walka Zła i Dobra. W powieści pada to zresztą dosłownie, z Raplha Brennera, który cytując przywódczynie duchową społeczności wolnej strefy Boulder, przyznaje, że wierzy ona ‚że ocalała ludzkość, tak jak ludzkość wcześniej przed zagładą, jest pionkami w rozgrywce szachowej pomiędzy Bogiem a Szatanem’. Ufff… Ciężki stuff, musicie przyznać, ale powieść nabiera przezeń głębi i solidnego ciężaru, którego w innym wypadku byłaby pozbawiona, stając się po prostu jeszcze jedną powieścią o końcu ludzkości. Tak, staje się przypowieścią ponad tym, uniwersalną i metafizyczną.

Akira.

tytuł: Bastion
tytuł oryg: The Stand
Autor: Stephen King
rok wydania: 1993
rok wydania polskiego: 2000
Wydawnictwo Zysk i Ska
stron: 1320
oprawa: miękka.

pos. Korekta? Ok, korekta wieczorem :-)

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.