Przyznaję bez bicia, Miasto w Ogniu czytałem teraz po raz pierwszy. To się nazywa poślizg. Książka kupiona zaraz po wydaniu przeleżała sobie na półce dobre kilkanaście lat oczekując na swoją kolejkę. Sequel Metropolity pojawił się już dwa lata po jego wydaniu, w 1997 roku. Polskim czytelnikom i miłośnikom fantastyki naukowej przyszło czekać trochę dłużej, bo MAG wydał Miasto w Ogniu dopiero w 1999 roku. Powieść spotkała się z pozytywnym przyjęciem zarówno czytelników jak i krytyków i recenzentów, zyskując przy okazji nominację do nagród Hugo i Nebuli.
Ja uparcie ignorowałem tą dylogię, zachwycając się jednocześnie zarówno Stacją Aniołów jak i i Aristoi. ‚Metropolita’ zrobił na mnie dość smutne i przygnębiające wrażenie, ‚Miasto w Ogniu’ niestety jeszcze gorsze. Czytając szczególnie sequel, ie mogłem pozbyć się myśli jak wyjątkowo, na tle wielu innych powieści sf i hard sf antypatycznych bohaterów ma Metropolita i Miasto w ogniu. Nie wiem czy powinienem czuć sympatię do bohaterki obu książek, ale o ile w jedynce jeszcze umiałem zachować jakąś neutralność, w Mieście w Ogniu zbiera mi się na wymioty właściwie przy każdej kwestii wypowiadanej przez Alyah. Pochodząca z tzw. sprytnego ludu a mówiąc dosadnie cwaniaków i oszustów postać, a jeszcze bardziej jej rodzina, budzi mój spory niesmak swoim postrzeganiem świata i reszty mieszkańców planety.
Świat przedstawiony przypominał mi w Metropolicie kultowy w kręgach fanów socjologicznej fantastyki film ‚Brasil’ Gilliama. Klaustrofobiczny, odcięty od reszty wszechświata świat, wszechobecna biurokracja to samo urzędolenie, pozwolenia, podania… Autor zrobił co mógł by świat Metropolity wydał się czytelnikowi ohydny, to się jak najbardziej udało. Także walka o władzę w obu częściach budziła mój niesmak, ale o ile w jedynce można to było jakoś jednak znieść, Miasto w Ogniu to już taplanie się w podłości i turpizmie. Mamy tu sytuacje już po zdobyciu władzy i jest ona równie podła a nawet podlejsza niz przed całą rozróbą, zmieniły się tylko gęby przy korycie, niczym w starym klasyku Orwella, Folwarku Zwierzęcym. Tylko czy by to wiedzieć trzeba koniecznie przedzierać się przez słabą pod względem literackim powieść? Równy niesmak budzą we mnie właściwie wszyscy bohaterowie, a to mnie bardzo od czytania odrzuca. Lubię ‚mieć’ w tej powieściowej menażerii choć jednego bohatera dającego się polubić a jeśli już nie polubić, to choć szanować. Vide: postać Tyriona Lannistera w Grze o Tron. Tutaj tego niestety nie spotkałem. Wszyscy jak okiem sięgnąć to drobni szarzy dorobkiewicze z naszą bohaterką na przedzie i jej wątpliwościami czy dobrze zrobiła porzucając stanowisko i ryzykując swoją urzędniczą pozycję. Do porzygania jest tu takich rozważań :/
Scenografia, która w pierwszej części ciągnęła powieść, magii i czarodziejów w świecie przyszłości, odważnego połączenia fantasy i fantastyki naukowej, tutaj już nie powoduje efekty zaskoczenia, właściwie nie powoduje żadnego efektu, została sama brudna gra o władzę i obserwacja wyjątkowo podłych zachowań bohaterów Miasta w Ogniu. Może dlatego także że sama główna, znana nam z I powieści cyklu, bohaterka jest wyjątkowo podłą, interesowną i łasą na wszelkie korzyści żmiją? W każdym razie, nie da się ukryć, że od samego od początku czytelnik życzy tej postaci jak najgorzej. Książce nie pomaga także drewniany i nieco topory język jakim jest napisana i wyzbyty jakiekolwiek dynamiki, powolny ton narracji, który momentami budzi wręcz rozpacz i wielką chęć przeskoczenia naście stron do przodu, by sprawdzić czy coś się zmieniło…
Wizja stanu ludzkości zawarta w nich budzi nawet większy mój niesmak co te z jakże ciemnych i ponurych powieści Gibsona czy Richarda Morgana i choćby jego dystopii Modyfikowany Węgiel. Mniej jest w nich tego co mnie tak przy czytaniu odrzucało, tego żenującego kupczenia, cwaniactwa i ustawicznym myśleniu czy jej działanie się opłaci i zostanie wynagrodzone, które cechuje bohaterkę dylogii Williamsa. Lubiąc bardzo handlowe i ekonomiczne podejście do fantastyki, choćby takie jakie zaprezentował autor w Stacji Aniołów, Miasto w Ogniu i Metropolita mnie zdecydowanie odrzuciły. Będąc wielkim wciąż wielbicielem innych powieści Williamsa, Stacji Aniołów, a jeszcze bardziej wspaniałego, szaleńczego wizją rozwoju ludzkości Aristoi, Metropolitę i Miasto w Ogniu odrzucam.
By nie brzmiało to aż tak ponuro, książkę da się czytać, i może ona sprawić sporo fantastyczno-naukowej frajdy, w mój gust jednak ta klaustrofobiczna, ponura powieść zupełnie nie trafiła.
Akira/PLS
Dodaj komentarz
Musisz się zalogować, aby móc dodać komentarz.