Steven Erikson – Przypływy Nocy – cykl Malazański #5 [#082]

przyplywy-nocy-2Po czwartej powieści Eriksona – Domu Łancuchów, nie zrobiłem jednak, jak sobie po cichu planowałem dłuższej przerwy od cyklu malazańskiego, tak by dać w końcu szansę innym dobrym autorom i innym powieściom czekającym na przeczytanie po raz pierwszy bądź przypomnienie sobie po latach. Złamałem się i sięgnąłem powtórnie po piąta powieść z kolei, o tytule Przypływ Nocy. Marne edytorsko, wydane na podłym papierze, pożółkłym już po paru latach i mimo podzielenia na dwa tomy wydrukowane zbyt małym fontem, a przez to męczące w czytaniu. Nie przesłania to wszystko jednak faktu, że jest to powieść warta wrócenia do niej, co też bez ociągania się zrobiłem.

Od razu, wzorem Hitchcocka, trzeba rzucić bombę i jasno powiedzieć – powieść mocno zaskakuje, i to solidnie od razu waląc obuchem w łeb. Zaskakuje choćby wysunięciem na pierwszoplanowe pozycje drugoplanowego wcześniej plemienia Tiste Edur. Ludu którego losy pojawiały się w poprzednich 4 tomach śladowo, z ich losów utkał interesującą powieść. Akcja przenosi się na zupełnie inny kontynent, gdzie Imperium Malazanskie, podpalacze i ich losy są czymś mitycznym i powszechnie niezbyt znanym. Jedyne co łączy go z reszta powieściowego świata, to knowania Okaleczonego Boga, które w efekcie doprowadzają do wielkiej i krwawej wojny między Tiste Edur i Lotharem.

Przypływy Nocy, bo o niej będzie ten niewielki wpis to piąta już książka z zaplanowanego na 10 powieści cyklu Malazańska Ksiega Poległych. Wydana w 2004 roku po dziś jest jedna z najmocniejszych (oprocz wg mnie 2 i 4 powieści) całego co tu ukrywać trudnego i wymagającego sporo uwagi i skupienia w czytaniu. Tak jak w poprzednich powieściach cyklu, nie jest to czytadło plażowe czy książka do krótkich skubnięć w autobusie i metrze między przystankami. Kończy się to szybkim straceniem wątku, chaosem w głowie i przynajmniej w moich próbach takiego czytania – odłożeniem książki na półkę. Do tych powieści trzeba spokojnie siąść, dać im sporo uwagi a one się odwdzięczą bogatym światem i intrygującymi przygodami.. Tom piąty był dla mnie, jak zresztą wspomniałem na początku arka – sporą niespodzianką. Gdy już czytelnik myśli ze poznał dobrze szokująco bogate i unikalne uniwersum stworzone przez autora, okazuje się że spotyka nas cos zupełnie innego, a może nie zupełnie innego ale w każdym razie coś niespodziewanego. Tak jak w piątej powieści cyklu, która mi osobiście swoją atmosferą i światem skojarzyła się z uniwersum starego cRpg na IBM PC, Planetscape Torment wydanego lata temu przez Black Isle. W książce znajdziemy mnóstwo turpizmu, choćby długie i szczegółowe do obrzydliwości opisy rytuałów pogrzebowych Tiste Edur, przygotowania ciał, ich smrodu… a to tylko ułamek wszechobecnego w tej części gnicia i zepsucia… Wszystko to czyni czytanie, szczególnie pierwszego tomu, dość ciężkim przeżyciem.

Ożywione prymitywne martwiaki, martwe ale chodzące po ulicach sprytne zombie-złodziejki, wszędzie chodzące zjawy, trupy, mnóstwo fizycznego turpizmu i cierpienia, atmosfera Przypływów Nocy i świat Letheru to wielkie i soczyste nawiązanie do uniwersum Planetscape Torment. Przyznam że przy opisie sposobu pomocy nieumarłej topielicy by nadać jej się lepiej czuła, i zaczęła odczuwać, usuwania jej pleśni i mchu z nosa, a to tylko początek… zrobiło mi się zdecydowanie niedobrze. Z innej beczki – znajdziemy w Przypływach Nocy celne nawiązania do naszego świata i naszej rzeczywistości, choćby rolę długu w niszczeniu społeczności i całych społeczeństw. W uniwersum w którym toczy się powieść, dług równa się niewolnictwo, a podbijanie i niewolenie małych społeczności odbywa się właśnie za pomocą pustego, kreowanego z niczego pieniądza, za które trzeba zapłacić wolnością własną, całej rodziny a także potomków, aż do chwili spłaty długu. Pyszne i jakże celne, odnosząc tą zjadliwą krytykę do naszej własnej rzeczywistości, z taką samą pętającą rolą długu.

Część powieści rozgrywająca się w stolicy Letheru to pod względem konstrukcji i humoru mistrzostwo świata. Czytałem ją z wypiekami na twarzy, szokując się pomysłami autora i wpleceniem w swój świat przypominających Planetscape Torment patentów z torturami i umarlakami. Ta cześć to to połączenie planetscapea z hmm… komputerowym światem Morrowinda? Wyjątkowo spodobała mi się postać geniusza finansowego Tehola Beddicta, udającego zrujnowanego biedaka, a nawet nędzarza geniusza finansowego, który znów wchodzi do gry. Jego dialogi Tehola ze służącym (uwaga spoiler! a tak naprawdę wcieleniem morskiego bóstwa) powodowały we mnie nie raz wybuchy nieopanowanego chichotu, a zdarzało się i tarzanie ze śmiechu. śmiechu. Prześmieszne aż do absurdu są dialogi TEhola i Bugga przy okazji rozważań co można by jeszcze sprzedać by kupić jedzenie… Konstatacje że stołek właściwie nie musi miec 3 nog a moze miec dwie, ew proby wydziergania przez Bugga spodni dla szefa, z ukradzionej wełny, gdy jest jej oczywiście za mało i ich niekończące się rozważania czy zrobić jedna nogawkę długą ale bez drugiej, czy dwie króciutkie ;) Czy też próby dojścia czy zupa jest na znalezionej na ulicy rybie czy podeszwie buta który nadepnął na rybę ;-) Wspaniały jest tez dialog na temat herbaty, którą zamawia Tehol i odpowiedź z czego ją szefowi zaparzył Bugg. Absurd tych dialogów, w połączeniu z faktem że Tehol jest najbogatszym spekulantem w imperium Letheru sprawia wiele frajdy i zdecydowanie podnosi przyjemność z obcowania, co by tu jednak mówić, ponurego, pełnego cierpienia i dramatów tomu.

Podsumowując, nie podejrzewalem ze autor znajdzie w sobie takie pokłady czarnego, wisielczegoi wrecz humoru ;) Choc wlasciwie dalo sie to zauwazyc w poprzednich tomach we fragmentach dotyczacych Korbala i Broha ,2 nekomantów i ich sluzacego, oraz dialogów z nim. Bardzo mi się za to poodba raz cała ekipa Tehola, Sharqu, Bugg – czytajaci ch przygody az chce sioe siegac do nastepnych tomów. a Dwa – Gildia Szczurołapów miasta, która jak sie okazuje wcale szczurów nie zabija, cała jest nimi obeziona, a tak naprawde jest nieoficjalna gildią złodzieii i skrytobojców. W ogole dialogi z nimi, oraz ekipa tehola sa momentami wręcz Pratchettowskie :-)

Duża doza (a to niespodzianka) solidnego humoru, tryskające sarkazmem, ironia i angielskim humorem dialogi. Jest dobrze!

Najlepsze na koniec: 6 ta powiesc z cyklu, Łowcy Kości jest wg mnie jeszcze lepesza!

Akira/PLS.

ps. ok, ok, korekta się robi :P

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.