Marek Huberath – Vatran Auraio

huberath-vatran-auraioZ twórczością krakowskiego pisarza Huberath’a zetknałem się jak wielu innych czytelników fantastyki naukowej poprzez fenomenalne debiutanckie opowiadanie „Wrócieeś Sneogg, wiedziaam”…. opublikowane w miesięczniku Fantastyka. Jeszcze długo po jego przeczytaniu targały mną emocję a dzięki wznowieniu między innymi także i tego opowiadania w tomie Balsam Długiego Pożegnania co jakiś czas do niego wracam. Po przeczytaniu rewolucyjnego i pomysłem i filozofią Gniazda Światów wydanego w 1998 roku stwierdziłem że Huberath jest wielki. Nie tak popularny i głośny jak inni polscy pisarze, piszący trusniej, bardziej wymagający względem swojego czytelnika, nie podsuwający łatwej rozrywkowej prozy ani efekciarskich rozwiązań, stawiająca za to przed czytelnikiem trudne emocjonalnie pomysły i rozwiązania. Spotkałem się ze stwierdzeniem że do czytania fantastyki Marka Huberatha trzeba dorosnąć i sporo jest w tym prawdy.

Vatran Auraio ukazał się w 2011 roku powodując wśród czytelników fantastyki i w tzw. fandomie, czyli na scenie SF niemałe zamieszanie, powodując sporo dyskusji książką a także gorących sporów nad jej znaczeniem i zrozumieniem – jest bowiem książką niedopowiedzianą, w której wiele rzeczy nie jest do końca przez autora dookreślone a pozostawione jest do interpretacji czytelnika. Bez wątpienia jest to jedna z najważniejszych powieści fantastycznych, z tej twardej naukowej fantastyki, jaką w Polsce zwykli pisać lekarze (Stanisław Lem), fizycy (Marek Huberath) i socjologowie (Janusz Zajdel), sięgająca swoimi korzeniami klasycznych wielkich powieści SF XX wieku. Dla mnie osobiście, co od razu napiszę paląc zakończenie, jedna z kilku najważniejszych powieści fantastyczno-naukowych ostatnich dwóch dekad – lat 90′ i 00′. Vatran Auraio spodobał mi się nawet bardziej niż wydane chwilę wcześniej, nominowaną do Nagrody Zajdla w 2005 roku rozszalałe i deliryczne Miasto pod Skałą. Rzecz dzieje się na ludzkiej, a może nawet już patrząc na stan mieszkańców i biologiczne zmiany jakie ich dotknęły nawet już post.ludzkiej koloni w głębokim kosmosie. Dzięki odkryciom rasy na wpół biologicznych podróżników po kosmosie (Smyjów) i ich umiejętności podróżowania i skoków w przestrzeni, po ich ‚udomowieniu’ ludzkość nagle otrzymuje możliwość wyruszenia w daleki kosmos a c oza tym idzie osiedlania się na odległych światach. Jedną z takich osad obserwujemy w powieści – w Matcinu Dolanu żyją potomkowie kolonistów z Ziemi. W powieści obserwujemy cały jeden cykl życia koloni-osady, od wiosennego wybudzenia z letargu, przez rytuały i święta letnie po jesień i przygotowania społeczności do zimowego indukowanego narkotykami letargu. Okiem vatrana Ajfrida obserwujemy to co zostało z założonej setki lat wcześniej kolonii przez przybyszy z Europy, w większości potomków słowian. W nawale anglosaskiej fantastyki ciekawy i odświeżający pomysł, bo czemu właściwie nie? Słowiańskie korzenie mieszkańców Matcinej Doliny co widzimy po ich rozmowach i gwarze: ptica, ptyci, smyj, volcav, trupan, vyletnice, noceljam… Dogorywająca ziemska kolonia jest obrazem nędzy i rozpaczy, większość budynków jest opuszczona, zamieszkanych jest jeszcze 6 dużych wielorodzinnych domostw, resztkami sił działa szkoła, tyle że jest to szkoła ucząca cudem ocalałych szczątków wiedzy zmieszanych z mitem i zabobonnymi stworzonymi przez osadników wierzeniami na temat budowy świata czy kosmosu. Astronauci, ludzie z Gwiazd należą już w Matcinej Dolinie bardziej do mitu i baśni, którą opowiada się dzieciom, niż do rzetelnej rozumianej wiedzy. W podręcznikach zawarta jest wiedza, że planety są kulami i wiszą w przestrzeni, ale przez zaginięcie części wiedzy m in o grawitacji nauczyciele nie umieją już wyjaśnić dzieciom jaka siła je utrzymuję więc opowiadają że wiszą tak powiązane wielkimi nićmi, by się całość nie rozpadła. Potomkowie osadników z Ziemi stworzyli swoje rytuały i związane ze zmianami pór roku roku święta. Wszystko to składa się na mocno przygnębiający obraz radzenia sobie grupki ludzi odciętej od centrum, żyjących na planecie która stopniowo ich przemienia i odbiera człowieczeństwo.

vatran-auraio-ilustracja Bogaty i egzotyczny jest opis świata na którym dzieje akcja, podczas czytania coś mi przypominał ze starszych powieści polskiej fantastyki naukowej. Aż sobie w końcu przypomniałem, to jest ukłon w stronę Lema i Edenu. Krzaki i krzew z rurkowatymi liśćmi, drzewa jak z marzeń a raczej koszmarów sennych, dziwnie zbudowane wielonożne zwierzęta. To jest świat lemowskiego EDENU, widzianego oczami Inżyniera, Doktora i Fizyka. Zresztą dzięki jednej oszczędnej dedykacji na samym początku („Lemowi”) powieść odbierana jest także jako dyskusja ze Stanisławem Lemem i innymi pozytywistycznymi, wierzącymi w rozwój ludzkości i naukę autorami. Ku mojemu zdziwieniu i zaskoczeniu wielu czytelników uważa powieści Marka Huberatha za zbyt ciężkie i zbyt filozoficzne a w efekcie je omija. Można je tymczasem spokojnie czytać dla ich dobrze skonstruowanej fabuły, nie przejmując się wyglądająca zza nich filozofią. Opowieści o ludzkich koloniach w kosmosie w fantastyce naukowej jest zatrzęsienie, łatwo przez to powieści Huberatha ominąć, wrzuciwszy ją do jednego worka z resztą. Antyutopijna wizja autora jest tymczasem zupełnie inna, tutaj skupiona mocno na degeneracji i zmianie biologicznej, oprócz nieuchronnej degeneracji kulturowej i cywilizacyjnej. Wymuszona mutacjami ewolucja i choroby spowodowane czynnikami lokalnymi prowadzi w Vatran Auraio do oderwania się kolonistów od gatunku ludzkiego. Osadnicy nabierają zdolności do zapadania w sen-letarg podczas trwającej kilkaset dni pory zimowej, przystosowują się do miejscowych mikroorganizmów, zmieniają nawet budowę fizyczną a nawet sposób rozmnażania się. Na ich widok przybysze z gwiazd wpadają w przerażenie, sami zaś prilatiele w zetknięci z planeta i biologią Matcinej Dolany szybko chorują i umierają w męczarniach.

W książce jest zresztą mnóstwo turpizmu, epatowania rozkładem i śmiercią. Koloniści broniąc się przed utratą pamięci i wiedzy o swoich korzeniach suszą wszystkich zmarłych, zapisując na drewnianych tabliczkach zawieszonych na szyjach jakie miał imię i kim był. Po wysuszeniu składają ich po budynkach lub wieszają po drzewach naokoło wioski, przynosząc ich oczywiście z powrotem na wszelakie święta. Osadnicy zmagają się z plagą zakażeń, sporo jest w powieści lepiących wydzielin, ropy, limfy i rozmów jak się nie zakazić od tych już chorych na ‚krve znamena’. Świat Matcinu Dolanu pod tym względem jest bezlitosny. Powolny upadek post.ludzkiej kolonii, ich wyczekiwanie na ratunek, mity o reszcie ludzkości jakie krążą, stopniowa degeneracja fizyczna, choroby… Wszystko to składa się na przerażający obraz końca ludzkiej wyprawy w przestrzeń i próby skolonizowania tego miejsca. Osadnicy od pokoleń, przez mutacje spowodowane życiem na obcej planecie, nie mogą się już także rozmnażać w sposób właściwy gatunkowi homo sapiens, seks jest więc znów skazany na wygnanie i staje się tabu. Co jakiś czas jakaś młoda para je łamie i dziewczyna kończy w agonii przy próbie urodzenia dziecka. Jest tu jak widać sporo psycho-analitycznie ciekawych wątków: seks-śmierć, narodziny-śmierć, wątków i archetypów które ważne były już dla naszych starożytnych przodków: eros vs tanatos. Warte zauważenia są w powieści opisy rytuałów, świat i ludowych zabaw jakie stworzyli potomkowie kolonistów, mieszając resztki pamięci i wiedzy z nowymi stworzonymi vatran-auraio-3ad hoc zwyczajami i mitami, włączającymi do rytuału tamtejszą florę i faunę. W świętach oczywiście i pochodach biorą udział jak już wspomniałem kilka akapitów wyżej także tzw. wspomnienia, czyli zasuszone trupy zmarłych osadników, noszone na platformach ze wszystkimi.. Mieszkańcy zbierają też pieczołowicie czaszki kosmonautów którzy awaryjnie wylądowali na ich planecie m in. Doedd’a Furlongga i jego towarzyszy, po których zostały białe, nieco inne, bo dużo mniejsze czaszki. Doed Furlongg, przerażony obrazem jaki zastał w osadzie polecił im przed swoją śmiercią kultywować wiedzę i czekać na ratunek, osadnicy czekają więc od pokoleń na mitycznych prilatlielii, którzy zabiorą ich do domu. Tymczasem mają pamiętać kim są i czekać.

Nie wiemy co spowodowało utratę kontaktu. Zagłada ludzkości w jej kolebce? Czy chorujący osadnicy i degeneraci pokazani w wiosce są rzeczywiście Ostatnimi Ludźmi jak głosi ich mit? Niektórzy z nich uważają że nie są już prawdziwi, bo zostali przez planetę ‚podmienieni’ i dlatego przestali być ludźmi w ogóle. Co jakiś czas jednak na planecie pojawiają się ‚prilatjele’, ludzie. Czy sa kolonią tak zdegenerowaną? Czy też po prostu zapomnianymi dogorywającymi resztkami kolonijnego projektu o którym wszyscy zapomnieli? Powieść ma na pierwszej stronie jedno słowo: Lemowi, co naprowadza czytelnika na tor polemicznej dyskusji z klasycznym polskim autorem twardej fantastyki. Pomocne w jej rozszyfrowaniu są także dwa ostatnie utwory w tomie – opowiadanie o pilotach i ich statkach, dzięki czemu stało się możliwe latanie w daleki kosmos oraz opowiadanie o planecie na której zyja ludzie z inna wojowniczą rasą. Proponuje rozpoczać czytanie tego tomu właśnie od dwóch opowiadań umieszczonych za powieścią: Spokojne słoneczne miejsce lęgowe i Maika Ivanna, stanowiących dobre wprowadzenie do wizji Marka Huberatha ekspansji ludzkości w przestrzeń. Jedno traktuje o Smyjach, dzięki którym podróżowanie w przestrzeni stało się możliwe, a drugie o filozofii i religii osiedleńców a także przekazywaniu religii chrześcijańskiej obcym rasom, tu rasie Sysunów i tego jak potrafią ją oni zinterpretować… Ze znajomością obu tych opowiadań czytanie dania głównego jakim jest tu powieść Vatran Auraio jest dużo łatwiejsze i przyjemniejsze. Warto zwrócić uwagę na interesujący wątek psychoanalityczny w powieści łączący sferę erotyczną, seksualną, z cierpieniem i śmiercią a jeszcze ciekawszy jest Vatran Auraio od strony socjologicznej i antropologicznej. To jedna z najlepszych socjologicznych analiz losu zamkniętej małej osady lata świetlne od Ziemi, jej dynamiki społecznej i degeneracji oraz upadku jaki staje się jej udziałem. Fantastyka pełna emocji, religii, kultury, filozofii, nostalgii… zupełnie inna od odhumanizowanej hard SF jaką proponuje choćby Peter Watts. Dla fanów socjologicznej fantastyki – pozycja obowiązkowa.

ocena przeczytane.org: 8/10!

Tags:

About Akira

psycholog społeczny. prywatnie nienasycony pożeracz książek, miłośnik starych komputerów, demosceny, rocka i lat 80" w filmie i muzyce.